- Jest już coraz lepiej, mimo że początkowe prognozy nie były najlepsze. USG wykazało, że wszystko jest w porządku - mówi Frąszczak. - W czwartek przejdę rezonans magnetyczny i po nim będzie można powiedzieć szczegółowo jak długa przerwa mnie czeka.
- Mam nadzieję, że to "tylko" wybicie, i że nie będzie potrzebna operacja - tłumaczy szczypiornista.
Jak sam przyznaje, niezwykle trudno jest wcielać się w rolę kibica. - Już na meczu z Olsztynem, gdy siedziałem za naszą ławką, to nie mogłem wytrzymać, wręcz rwałem się na boisko - opowiada zawodnik. - Na pewno nie jest łatwo, ale cóż zrobić, takie są właśnie uroki sportu. Kontuzje są wkalkulowane. Trzeba teraz zrobić wszystko, by wrócić jak najszybciej.
Mecz Śląska z Piotrkowianinem był wyjątkowo pechowym spotkaniem. Oprócz Frąszczaka, kontuzji nabawił się również Igor Petricheev. - Tak, słyszałem o tym. Jednak Petricheev wyszedł ze szpitala jeszcze tego samego dnia, a w niedzielę już normalnie chodził - wyjaśnia wrocławianin - Okazało się, że jego kontuzja nie była tak groźna jak moja.
Mimo że Frąszczak nie będzie mógł pomóc kolegom w najbliższych spotkaniach, to widzi szansę na zwycięstwo w Płocku. - Widzieliśmy w niedzielę, jak Wisła grała w Zabrzu. Tam można powalczyć, ten mecz jest jak najbardziej do wygrania. Koledzy muszą wyjść na parkiet na luzie, żeby nie czuć zbędnej presji - analizuje Frąszczak. - Na pewno nie będzie tak, że nas zmiażdżą, będzie to wyrównany mecz, a przy odrobinie szczęścia wygramy go - kończy zawodnik.