- Na treningach ćwiczymy nakreślone przez trenera zagrywki. Teraz jest tylko kwestia tego jak wykonany je na meczu. W decydujących fragmentach meczu nie bałem się ryzyka. Piłka ręczna to jest taka dyscyplina, że raz wejdzie piłka do siatki, a raz nie - mówił Tomasz Rosiński.
Rozgrywający reprezentacji Polski i Vive Kielce dzieląc się spostrzeżeniami z meczu z dziennikarzami, podkreślał wagę pierwszego spotkania. - To był mecz otwarcia, więc zarówno my jak i Niemcy bardzo chcieliśmy wygrać. Cieszy na pewno to, że my jesteśmy górą. Założenia przedmeczowe wykonaliśmy w stu procentach - mówił Rosiński.
O swoim wkładzie w zwycięstwo mówił jednak bardzo skromnie. - Radość była ogromna. W ważnym meczu odważyłem się na rzut, który mógł zadecydować o losach pojedynku. Cieszę się, że wpadło. Na pewno cały zespół zasłużył na słowa uznania. Ja nie czuję się żadnym bohaterem ostatnich akcji spotkania z Niemcami - ocenił.
Tomasz Rosiński, który gry w piłkę ręczną nauczył się w Zabrzu wspomniał także o swoich korzeniach i pochodzeniu z miasta braci Lijewskich i Bartłomieja Jaszki. - Do trzeciej klasy podstawówki mieszkałem z babcią w Ostrowie Wielkopolskim. Dopiero od czwartej przeniosłem się do Zabrza i tam zacząłem uprawiać piłkę ręczną - tłumaczył.
- W Ostrowie Wielkopolskim mam nadal rodzinę i staram się jak najczęściej ją odwiedzać. Dziadek na pewno trzyma kciuki. Jesteśmy w stałym kontakcie. Mówił, że całe mistrzostwa będzie spędzał przed telewizorem i na pewno nas mocno dopinguje - dodał Rosiński.
- Paru chłopaków z kadry urodziło się w Ostrowie Wielkopolskim. Nie wiem czy to przypadek, czy akurat w tym mieście rodzą się świetni piłkarze ręczni – śmieje się Rosiński, który w Innsbrucku w jednym pokoju przebywa z Bartłomiejem Jaszką, kolegą grającym na tej samej pozycji i urodzonym w tym samym mieście, co on.