Mieleckie święto szczypiorniaka - relacja z meczu Stal Mielec - Vive Targi Kielce

Przyjazd do Mielca mistrzów Polski zgromadził na trybunach hali przy ulicy Solskiego nadkomplet publiczności. Chociaż obyło się bez niespodzianki i Vive pewnie ograło beniaminka PGNiG Superligi, to obu drużynom należy się owacja na stojąco.

Atmosfera sportowego święta wyczuwana była w Mielcu już na parę godzin przed rozpoczęciem spotkania. Kibice, którzy na mecz przyszli o godzinie 17 miejsc do siedzenia szukać musieli na... schodach. W hali wyposażonej w 2200 krzesełek znajdowało się blisko 200 osób więcej, z czego prawie 100 przyjechało wspomóc kielczan.

Autorem bramki otwierającej rywalizację był Grzegorz Sobut, który szczególnie dobrze dysponowany był w pierwszej odsłonie. Błyskawicznie do wyrównania doprowadził jednak Michał Jurecki. Mielczanie prowadzili jeszcze tylko przy stanie 5-4, a później z minuty na minutę swoją wyższość potwierdzali podopieczni Bogdana Wenty.

Szczególnie widoczna była kolosalna wręcz różnica w warunkach fizycznych. Najdobitniej fakt ten obrazowały częste pojedynki Łukasza Janysta (174 cm wzrostu), notabene wychowanka kieleckiego klubu i popularnego "Dzidziusia" (198 cm).

Przy wyniku 10-14 nadzieje na wyrównany pojedynek wlał w serca mieleckich kibiców Łukasz Janyst, który dwukrotnie po dokładnych zagraniach Krzysztofa Lipki pokonał Marcusa Cleverly'ego. Ze straconymi w ten sposób bramkami pogodzić nie mógł się trener Vive. Bogdan Wenta grzmiał na swoich podopiecznych gdyż ci nie byli w stanie upilnować szybkiego i zwrotnego Janysta. Goście rady swojego szkoleniowca wzięli sobie do serca i w obronie zaczęli być dużo czujniejsi. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Gracze z Kielc głównie za sprawą swoich skrzydłowych szybko ostudzili zapędy gospodarzy. Zagraniczny duet Mirża Dżomba i Vitalij Nat raz za razem trafiali ze skrzydeł. Szczególnie wyborną skutecznością popisywał się Chorwat, który nie miał również najmniejszych problemów przy wykonywaniu rzutów karnych.

O sporym pechu może mówić natomiast Rafał Gliński. W samej końcówce pierwszej połowy zawodnik Vive nabawił się kontuzji podkręcając staw skokowy. W efekcie do samego końca poczynania swoich kolegów oglądał z pozycji ławki rezerwowych leżąc z nogą obłożoną lodem.

Zaledwie sześć bramek różnicy przed drugą odsłoną wyraźnie nie zadowalało trenera Wenty. Po przerwie mistrzowie Polski ruszyli do zmasowanej ofensywy i szybko odskoczyli na jedenaście trafień (17-28). Ryszard Skutnik poprosił o czas, jednak na niewiele się to zdało. Słabo prezentował się środek rozegrania Stali, a podpora zespołu z dwóch pierwszych spotkań sezonu Adam Babicz był kompletnie bezsilny wobec kieleckich olbrzymów Piotra Grabarczyka i Daniela Żółtaka.

Zwycięstwo Vive ani przez chwilę nie podlegało dyskusji. Inna sprawa, że Stal nie zasłużyła na taki wymiar kary, jednak jest sobie sama winna. Szczypiorniści z Mielca często mylili się bowiem w sytuacjach wydawałoby się oczywistych. Wprawdzie koncertowo w pierwszej połowie spisywał się Marcus Cleverly, a w drugiej Kazimierz Kotliński, jednak nie jest to usprawiedliwieniem.

SPR BRW Stal Mielec - Vive Targi Kielce 30:44 (16:23)

Stal: Wolański, Lipka - Wilk 3, Albin 2 (1), Janyst 7 (3), Sobut 5, Szpera 3, Babicz 1, Kubisztal 3, Gawęcki, Basiak 4, Chodara 1, Krzysztofik 1.

Vive: Cleverly, Kotliński - Grabarczyk, Jurecki 7, Krieger 1, Podsiadło, Kuchczyński 2, Dzomba 9 (5), Jurasik 1, Stojković 7, Gliński 1, Żółtak 1, Rosiński 5, Nat 9.

Sędziowali: Arkadiusz Sołodko i Rafał Puszkarski (obaj Legionowo).

Kary: 6 min. - 10 min.

Widzów: 2400 (nadkomplet).

Komentarze (0)