Adrian Konczewski: Broniliśmy z Kubiszewskim na podobnym poziomie

W czasie opracowywania strategii przed swoim ostatnim spotkaniem ligowym w Gorzowie Wlkp., piłkarze ręczni Nielby nastawiali się na powstrzymywanie Filipa Kliszczyka. Tymczasem już podczas meczu, na gorzowskim parkiecie najwięcej problemów sprawiał żółto-czarnych Władimir Chuziejew. Według Adriana Konczewskiego, bramkarza MKS-u oddawał on w kierunki bramki bardzo dziwne, niewygodne rzuty.

Piotr Werda
Piotr Werda

W 7. minucie spotkania 7. kolejki Superligi gorzowscy Akademicy prowadzili już na swoim terenie z wągrowiecką Nielbą 5:1. Gospodarze mogli dołożyć po chwili jeszcze jedną bramkę, jednak rzut karny świetnie wybronił Adrian Konczewski. Bramkarz Nielby nie raz pokazał, że potrafi tchnąć dobrego ducha w zespół i zmotywować go do walki. Tym razem było podobnie. Nielbiści, po udanej serii czterech rzutów, w której punktowali: Dawid Przysiek, Rafał Przybylski oraz Łukasz Białaszek doprowadzili do remisu (5:5). Nie udało się jednak Nielbie iść za ciosem i objąć prowadzenia. Wągrowczanie ulegli rywalowi 26:29.

Pod koniec pierwszej połowy Konczewskiego zmienił Marek Kubiszewski. - Mamy wspólnie z Markiem taki system gry, że jeżeli ktoś wpuści kilka piłek z rzędu - nawet nie ze swojej winy, to wtedy zmieniamy się. Może drugiemu bramkarzowi będzie szło lepiej. Tak samo było i w drugiej połowie, gdzie również kilka razy jeden drugiego zastępował między słupkami - wyjaśnia Konczewski.

- Według obliczeń trenera, w poprzednim naszym meczu z AZS-em miałem 35-procentową skuteczność. Z kolei Marek Kubiszewski wykazał się skutecznością 38 procent. Broniliśmy więc na podobnym poziomie. Ostatnie spotkanie ligowe było dla nas niezwykle trudne. Rywal oddawał w kierunku bramki rzuty z przeróżnych pozycji - przyznaje Adrian Konczewski.

Według bramkarza Nielby drużyna nie mogła znaleźć recepty na Władimira Chuziejewa. Nielbiści skupiali się bardziej na powstrzymywaniu Filipa Kliszczyka, a tymczasem super zawody zagrał niezwykle doświadczony Chuziejew. - Miał on po prostu wtedy „dzień konia”. Rzucał bardzo dziwne bramki. Ciężko było nam - bramkarzom wybronić je. Praktycznie wszystko mu wchodziło. W ważnych momentach wziął ciężar gry na siebie i nie zawiódł. W samej końcówce meczu pokryliśmy Kliszczyka oraz Chuziejewa wyższą obroną. Wtedy to udało się zbliżyć do rywala na jedno trafienia. Niestety mieliśmy potem pecha. Dwa razy wyleciała naszym zawodnikom z rąk piłka. Z tego poszły kontry i tak ostatecznie przegraliśmy trzema bramkami - wspomina Konczewski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×