Na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem tylko jedno trafienie dzieliło obie drużyny (24:25). Kiedy wydawało się, że żółto-czarni dogonią rywala, niezwykle ważne trafienie zdobył świetnie spisujący się w drugiej części spotkania Bostjan Kavas. Nafciarze pokonali wągrowiecki MKS 26:24.
Na początku spotkania trwała zażarta, wyrównana walka. Żadnej z ekip nie udało się wyjść na wyższą, niż jednobramkową przewagę. Dopiero udana seria trzech rzutów powracającego po kontuzji Łukasza Gieraka pozwoliła żółto-czarnym odskoczyć od przeciwnika na dwa trafienia.
- Po kontuzji, moja forma fizyczna daleka jest od dobrej. Po spędzeniu na parkiecie siedmiu minut musiałem usiąść na ławce. Udało mi się jednak wtedy zdobyć trzy bramki. Po przerwie zabrakło mi już sił na mocne rzuty. Z naszej postawy możemy być zadowoleni. Cała drużyna walczyła pokazując niesamowity charakter. Zabrakło trochę szczęścia i doświadczenia. Jest to jednak prognostyk na przyszłość, że potrafimy walczyć z najlepszymi. W dzisiejszym meczu chcieliśmy pokazać naszym kibicom, że potrafimy grać, mamy ambicję, a kryzys jest już za nami - wyznaje Gierak.
Wągrowczanie zaprezentowali w pierwszej połowie bardzo solidną piłkę. W niczym nie ustępowali rywalowi z Płocka , a nawet przewyższali go. Z pomocą szczelnej obrony, rewelacyjnie w bramce zaprezentował się były wychowanek Wisły - Adrian Konczewski. Przyćmił on zdecydowanie swoich konkurentów z płockiej bramki: Mortena Seiera oraz reprezentanta polskiej kadry narodowej, Marcina Wicharego.
- Moja postawa między słupkami była w dużej mierze zasługą obrońców. Graliśmy bardzo dobrze blokiem. Były sytuacje, w których nasi defensorzy zasłaniali jeden z rogów bramki. Ja wtedy szedłem w drugi i zatrzymywałem rzuty przeciwnika. Udało mi się też wybronić kilka sytuacji sam na sam. Cóż z tego, gdy wynik jest dla nas niekorzystny. Całym sercem chciałem pokonać Wisłę. Na pewno to spotkanie będzie mi się śniło po nocy - tłumaczył zaaferowany Adrian Konczewski.
Jerzy Kasprzak, prezes Nielby był natomiast po meczu zniesmaczony postawą arbitrów. - Szkoda mi chłopaków. Po raz pierwszy w swojej kadencji, mogę stanowczo stwierdzić, że sędziwie zabrali nam dwa punkty! Nie można sędziować w ten sposób, ponieważ Wisła przyjechała do zajmującej doły tabeli Nielby. Dla mnie było to żenujące widowisko ze strony arbitrów. Nasi zawodnicy dali dziś z siebie wszystko i zasłużyli na wygraną. Jedynym plusem tego spotkania było to, że drużyna uwierzyła, iż może wygrać z najlepszym - przyznaje Kasprzak.