Tomasz Czarnota: Na początku wróćmy do tego feralnego spotkania w Przemyślu. Jak całą sytuację z ostatniej minuty oceni pan z perspektywy boiska?
Michał Przybylski: Staram się jak najszybciej zapominać o takich meczach. Być może niektórzy zarzucą mi nie obiektywizm, o co zresztą nie trudno skoro jestem zawodnikiem bezpośrednio uczestniczącym w całym zdarzeniu, ale rzut karny należał się nam ewidentnie. Jeśli ktoś cały czas nie może się z tym pogodzić, to najlepiej wszelkie wątpliwości rozwiewa zapis wideo ze spotkania, na którym jak na dłoni widać, że sędziowie podjęli słuszną decyzję. Niektórzy ludzie po prostu zapomnieli, lub nie zdają sobie sprawy ze zmiany przepisów obowiązujących w piłce ręcznej. Kiedy w ostatniej minucie gracze jednej z drużyn starają się za wszelką cenę opóźnić rozgrywanie piłki rywali stosując faule, wówczas arbitrzy mają odgórne prawo do pokazywania czerwonych kartek, przewinień technicznych, a w konsekwencji rzutów karnych.
Mimo wszystko sędziowie nie mieli wtedy swojego najlepszego dnia?
- Zabrakło konsekwencji w ich działaniu. My praktycznie od samego początku kontrolowaliśmy przebieg boiskowych wydarzeń. Arbitrzy zbyt często puszczali pewne akcje nie odgwizdując przewinień. Kiedy w końcówce zaczęli nagle zauważać wszystkie nieprzepisowe zagrania trochę sami na własne życzenie wprowadzili sporo nerwów. Efekty znamy bardzo dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, jak już wcześniej wspominałem, że wielu ludzi nie ma świadomości korekty zasad, która nastąpiła. Najłatwiej jest krytykować pewne decyzje, nie znając tak na dobrą sprawę ich podstaw.
Okoliczności wygranej z Czuwajem były "niezwykłe", jednak z pewnością te dwa punkty mają dla was olbrzymie znaczenie?
- Środek tabeli, a co za tym idzie spokojne utrzymanie w gronie I-ligowców to w tym momencie nasz cel i marzenie. Od początku obecnych rozgrywek mamy sporo pecha. Kilkukrotnie z boiska schodziliśmy pokonani tylko jedną bramką. Chyba nie muszę mówić, jak niewielka to różnica. Dwie lepiej zorganizowana akcje w przeciągu sześćdziesięciu minut i zgoła odmienne nastroje.
No właśnie. Pamiętam jak rozmawialiśmy jeszcze w końcówce poprzedniego sezonu i byliście o krok od wywalczenia awansu do ekstraklasy. Aż tak dużo zmieniło się w przeciągu tych kilku miesięcy?
- Sporo rzeczy sprawnie i bezproblemowo działających w ubiegłym roku teraz się hmm... popsuło. Przede wszystkim z drużyny odeszło dwóch doświadczonych zawodników, a na domiar złego tuż przed inauguracją trzeci złamał rękę. Nasz skład w sporej części oparty jest na młodzieży, od której cudów wymagać nie można. Oni przecież dopiero raczkują w seniorskich rozgrywkach i ta przysłowiowa poprzeczka zawieszona musi być na odpowiednim pułapie. Oprócz problemów zdrowotnych doszły jeszcze te finansowe. Nie zapominajmy o tym, że jesteśmy klubem amatorskim i chcielibyśmy grać w możliwie najwyższej klasie rozgrywkowej, ale póki co mierzmy siły na zamiary.
A co z pana zdrowiem?
- Praktycznie od kilku spotkań gram bez treningów. Zdaję sobie sprawę, że bez regularnej pracy na zajęciach nie jestem w stanie pomóc kolegom w stu procentach. Robię jednak co w mojej mocy, żeby jak najszybciej dojść do pełni sprawności. Kiedy ja byłem w pełni sił na problemy narzekał Sebastian Smołuch. W najbliższym pojedynku z Wolsztyniakiem ogromnie przydałby się szczególnie w obronie Krzysiek Słonicki. Też go zabraknie. I tak w koło Macieju.
Jeszcze nie tak dawno przywdziewał pan trykot Stali Mielec. Postawa beniaminka ekstraklasy jest chyba dla pana miłym zaskoczeniem?
- Spędziłem w Mielcu trzy bardzo fajne lata w trakcie swojej przygody z piłką ręczną. Nie powiem, że nie jestem zaskoczony ich pozycją w tabeli, ale równocześnie mam olbrzymią radość z ich sukcesu. Panuje tam świetna atmosfera wokół szczypiorniaka. Nie chodzi tylko o zawodników, trenera, czy działaczy. Ogół środowiska na czele z kibicami robi świetną robotę dla tego sportu. Całe ręczne zaplecze w Mielcu zasługuje na ekstraklasę i życzę im jak najlepszych wyników. Pierwszy rok po awansie jest najtrudniejszy, o czym sam ze Stalą dość brutalnie się przekonałem. Wierzę jednak, że tym razem Mielec na dłużej zagości w elicie.