Natalia Starosta: Przegraliście mecz, który tak naprawdę był do wygrania. Co się stało?
Mateusz Zaremba: To fakt, na pewno mogliśmy wygrać to spotkanie. Przytrafiło nam się jednak zbyt dużo przestrzelonych bramek, zabrakło też szybkiego powrotu do obrony. Mam nadzieję, że w Poznaniu nasza gra będzie wyglądała lepiej, bo tu niestety nie napawała optymizmem.
Weszliście w to spotkanie dobrze, później pojawiły się błędy. To raczej wynik zmęczenia czy dekoncentracji?
- Możliwe, że każdy z nas jest ostatnio trochę zmęczony, mamy koniec pierwszej połowy sezonu ligowego. W środę graliśmy ostatnie mecze w klubach. Nie ma co się jednak tłumaczyć. Po prostu zagraliśmy słaby mecz i mam jedynie nadzieję, że poprawimy się w tym rewanżowym meczu w Poznaniu, bo jeśli zagramy tak jak tu, to ciężko będzie nam wygrać.
Co przed meczem powiedział Wam trener Wenta? Podkreślał, że wynik jest ważny, czy prosił, żebyście bardziej skupili się na możliwości przećwiczenia różnych opcji gry?
- W spotkaniach sparingowych wynik zawsze odgrywa drugoplanową rolę, ale z drugiej strony, na boisko zawsze wychodzi się po to, żeby wygrać, prawda? (uśmiech). Mamy możliwość dzięki takim meczom przetrenowania w boju pewnych założeń, bo na co dzień nie wszyscy pracujemy razem. Momentami widać było, że troszkę brakowało nam jeszcze zgrania, ale bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz dla kibiców, bo doping był tu, w Zielonej Górze, bardzo fajny.
Rumunia niczym wielkim chyba nie zaskoczyła?
- Nie, mieliśmy ich rozpracowanych, mogliśmy spodziewać się tego, co zagrają. Tak naprawdę zaskoczyliśmy sami siebie, swoją kiepską grą.
Co w takim razie trzeba poprawić, żeby dziś wynik był korzystniejszy?
- Przede wszystkim musimy szybciej wracać się do obrony. W niektórych momentach nasza gra w tym elemencie wyglądała naprawdę dobrze, ale wystarczyło, że spóźniliśmy się z powrotem i łupem naszych rywali padały łatwe bramki. To było naszą bolączką, tym bardziej, że w ekipie Rumunii nie ma wyróżniających się zawodników, tam wszyscy grają w miarę równo, na podobnym poziomie.
Musicie też popełniać mniej błędów w ataku. Sporo piłek zamiast w światło bramki leciało w trybuny, albo ręce przeciwników.
- Już nie powiem, jak co, latała nam ta piłka. Zwłaszcza mi (śmiech). Gdyby wpadły nam trzy bramki więcej, wynik mógłby być inny. Nie chcę się tłumaczyć, ale zmęczenie jednak wzięło górę. W Poznaniu mecz gramy troszkę później, więc mam nadzieję, że uda nam się przed tym pojedynkiem troszkę odpocząć.