Kamil Kołsut: Jakie założenia mieliście przed Turniejem Noworocznym?
Patryk Kuchczyński: Przede wszystkim bardzo mocno biegać do przodu, co nie zawsze wychodziło. Ważne jest jednak, by wypracować ten nawyk - ruszyć całą szóstką do przodu, szybko wznowić grę, czy to po straconym golu, czy przy przechwyceniu piłki w obronie. Mam nadzieję, że to wszystko zaprocentuje w trakcie mistrzostw świata.
Obrona i szybkie wznawianie gry to elementy, na których najmocniej skupialiście się w Cetniewie?
- Nasze zgrupowanie było przede wszystkim bardzo ciężkie pod względem fizycznym. Dużo biegaliśmy, z piłką i bez piłki, mieliśmy treningi interwałowe, a teraz staramy się to wszystko przełożyć na boisko. Jak już mówiłem, wychodzi to z różnym skutkiem, ale w Szwecji na pewno zaprocentuje. Przed nami jeszcze kilka dni i zobaczymy, jak wszystko będzie wówczas wyglądać.
Dostrzegasz jakieś różnice w przygotowaniach w stosunku do zeszłorocznych mistrzostw Europy? Trener Wenta wprowadził jakieś innowacje?
- Nasza gra opiera się na obronie i wyprowadzaniu kontrataku - w tym elemencie musimy jeszcze dużo poprawić. To jest nasza podstawa, rzecz najważniejsza, na której skupialiśmy się także w zeszłym roku.
Ostatnimi czasy los was nie rozpieszcza, w zespole mnożą się kontuzje. Z powodu urazu w Szwecji nie pomoże wam Krzysiek Lijewski, problemy zdrowotne męczyły także Michała Jureckiego, Mariusza Jurasika, Tomasza Rosińskiego, Mateusza Zarembę...
- Faktycznie, na razie wisi nad nami jakieś małe fatum. Kilku chłopaków zmaga się z jakimiś dolegliwościami zdrowotnymi, z powodu przeziębienia w dwóch meczach zagrać nie mógł Zaremba, który spędził ten czas w hotelu. Może jednak lepiej, że to wszystko dotyka nas teraz, niż żeby miało przyjść w trakcie mistrzostw świata.
Na zgrupowanie i Turniej Noworoczny selekcjoner powołał aż 23 zawodników, z których tylko 16 mogło znaleźć się w ostatecznej kadrze. Czuć było napięcie i wewnętrzną rywalizację?
- Na pewno w podświadomości gdzieś to siedziało. W niedzielę został ogłoszony skład, już wieczorem spotkaliśmy się w optymalnym składzie na wyjazd do Szwecji. W trakcie gdyńskiego turnieju wiedzieliśmy jednak, że przede wszystkim trzeba wyjść i się bić.
Patryk Kuchczyński w kadrze nie zawodzi
Rywalizację w Gdyni rozpoczęliście od meczu ze Słowacją którą lada chwila podejmiecie na inaugurację mistrzostw świata. Była w związku z tym jakaś zasłona dymna z waszej strony?
- Myślę, że w obecnej sytuacji naprawdę nie ma co ukrywać. Nasze mecze są powszechnie dostępne, Słowacy mają z pewnością do nich takie samo dojście, jak my do zapisów z ich spotkań. Nasza gra od kilku lat budowana jest na tych samych fundamentach, możemy tylko zmieniać jakieś szczegóły. Nie ulega żadnej wątpliwości, że ze Słowakami będziemy znali się jak łyse konie.
Mistrzostwa świata tym różnią się od ME, że pojawia się na nich dużo zespołów egzotycznych. Wy w grupie zagracie między innymi z Koreą Południową, Argentyną i Chile. Rozgrzewka, spacerek?
- Na pewno nie. Szczerze mówiąc, nie znamy zbyt dobrze tych zespołów: z Argentyną mamy jakieś tam doświadczenia, ale na przykład z Chile nigdy jeszcze nie graliśmy i trudno coś na ich temat powiedzieć. Z pewnością będziemy mieli dostęp do materiałów i zapisów video. Nie będzie to spacerek, nie chcielibyśmy bowiem, aby przydarzyła się jakaś niepotrzebna niespodzianka. Każdy punkty jest bardzo ważny, bo może przydać się w dalszej części rozgrywek.
Po jaki wynik jedziemy do Szwecji?
- Nie chciałbym w tym momencie nic deklarować, zobaczymy jak to będzie. Życzyłbym sobie, abyśmy każdy kolejny mecz wygrywali.
Kto jest głównym faworytem do końcowego triumfu?
- Z pewnością Francuzi, którzy już od kilku lat są na najwyższym poziomie, a namieszać mogą też gospodarze. Groźni będą Niemcy, ale zobaczymy, jak się to wszystko potoczy. Mistrzostwa świata rządzą się swoimi prawami.