Uśmiechnięte twarze zawodników Azotów Puławy podczas rozgrzewki zapowiadały dobry początek meczu w ich wykonaniu. Jak się później okazało nie był to spacerek dla podopiecznych Bogdana Kowalczyka. Mecz był niezwykle istotny dla obu drużyn bowiem zajmują one sąsiednie miejsca w tabeli, a wynik spotkania w dużej mierze miał zdecydować o rozstawieniu przed zbliżającymi się rozgrywkami play-off.
Mecz rozpoczęli Puławianie, a wynik w 2. minucie z rzutu karnego otworzył niezawodny Wojciech Zydroń. Bardzo dobrze rozpoczął spotkanie pomiędzy słupkami Puław Maciej Stęczniewski, broniąc zarówno strzały i dobitki szczypiornistów z Mielca. Pewnie gdyby nie fenomenalna dyspozycja doświadczonego bramkarza, mecz mógłby się zakończyć zupełnie innym wynikiem. Spotkanie było pełne błędów i chaosu w rozgrywaniu piłki. Zawodnicy razili swoją nieskutecznością i problemami przy wyprowadzaniu akcji. Od 15 minuty pierwszej połowy Azoty ogarnęła niemoc strzelecka, a drużyna z Mielca coraz bardziej się rozpędzała, prowadząc nawet w 23 minucie 9:6.
Wtedy nastąpił zryw Puławian i po bramkach Dmytro Zinchuka, Mateusza Kusa i Zydronia Azoty wyszły na prowadzenie. Potem nastąpił kolejny przestój i zespół Stali dzięki bramkom Adam Babicza oraz Marcin Basiaka zakończył pierwszą połowę meczu prowadząc 12:11. Wynik ten mógł być o wiele wyższy gdyby nie doskonała postawa w bramce Stęczniewkiego, który po pierwszej części spotkania miał ponad 60 procentową skuteczność.
Druga połowa była to już wyłącznie gra bramka za bramkę. W bramce Azotów nie zwalniał tempa Stęczniewski popisując się kolejnymi paradami, zatrzymując kolejnych zawodników Stali w sytuacjach sam na sam. Na parkiecie pierwszy raz po kontuzji pojawił się prawy rozgrywający Puław Michał Szyba, zdobywając w całym spotkaniu trzy bramki, ale tym samym popełniając kilka prostych błędów. W 38. minucie trener Stali Ryszard Skutnik zdecydował się dokonać zmiany w bramce i byłego zawodnika Azotów Krzysztofa Lipkę zastąpił Adam Wolański. Jednak i on nie potrafił znaleźć recepty na atomowe rzuty z biodra Grzegorza Gowina, który tym sposobem zdobył 3 bramki, a łącznie zdobywając ich 6. W 47. minucie na ławkę kar powędrowali Marek Szpera za rozmowę z sędziami i Dariusz Kubisztal za faul, tym samym Stal przez dwie minuty musiała grać w podwójnym osłabieniu.
Szczypiorniści z Puław nie potrafili jednak wykorzystać tej przewagi i przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, tracąc nawet dwie bramki podczas tej przewagi i zdobywając zaledwie jedną. Na dziesięć minut przed końcem nastąpił kolejny zryw Azotów, którzy uciekli na trzy bramki przewagi. Kiedy na trzy minuty przed końcową syreną na tablicy nadal widniała trzybramkowa przewaga nastąpiło rozluźnienie w szeregach Puław, którzy roztrwonili całą przewagę, a to dzięki trzem trafieniom Grzegorza Sobuta.
Kiedy Puławianie przeprowadzali swoją ostatnią akcję, na którą mieli niecałe pół minuty, za faul wykluczeniem ukarany został po raz drugi Marek Szpera i być może to przesądziło o szczęśliwym jej zakończeniu. Szybkie rozegranie rzutu wolnego, podanie do Szyby ten mocnym rzutem chciał przesądzić o wyniku jednak świetnie spisał się Wolański. Z koła próbował jeszcze Kus, jednak jemu też się nie udało strzelić zwycięskiej bramki. Ta sztuka udała się dopiero Zinchukowi, który po tym jak wywalczył piłkę mocnym rzutem pokonał równo z syreną bramkarza gości i to Azoty mogły cieszyć się z dwóch punktów.
Azoty Puławy - Stal Mielec 28:27 (11:12)
Azoty: Stęczniewski - Zinchuk 7, Zydroń 6, Gowin 6, Szyba 3, Kus 2, Witkowski 2, Płaczkowski 1, Semenov 1, Afanasjev, Pomiankiewicz
Stal: Lipka, Wolański - Babicz 10, Sobut 6, Janyst 5, Basiak 3, Szpera 2, Chodara 1, Kubisztal, Krzysztofik, Wilk, Gawęcki
Widzów: 700
Sędziowie: Marek Góralczyk, Grzegorz Młyński
Przebieg: 1:0, 2:0, 2:1, 3:1, 3:2, 4:2, 4:3, 4:4, 4:5, 5:5, 5:6, 5:7, 6:7, 6:8, 6:9, 7:9, 8:9, 9:9, 10:9, 10:10, 10:11, 10:12, 11:12, 11:13, 12:13, 13:13, 13:14, 14:14, 14:15, 15:15, 15:16, 16:16, 17:16, 17:17, 18:17, 18:18, 18:19, 18:20, 19:20, 20:20, 21:20, 21:21, 22:21, 22:22, 23:22, 24:22, 24:23, 25:23, 26:23, 26:24, 27:24, 27:25, 27:26, 27:27, 28:27