Jeden sezon w Hamburgu i wracam do Polski - rozmowa z Marcinem Lijewskim, rozgrywającym HSV i reprezentacji Polski

Marcin Lijewski rozegrał w barwach HSV Hamburg jeden z najlepszych sezonów w swojej karierze. Polak po raz drugi wywalczył tytuł mistrza Bundesligi. Do triumfu z Flensburgiem dołożył złoto z HSV. Kolejny sezon będzie jednak ostatnim w Bundeslidze starszego z braci Lijewskich. Po jego zakończeniu prawy rozgrywający chce wrócić do Polski. Z Marcinem Lijewskim rozmawialiśmy w Kolonii podczas Velux Final Four Ligi Mistrzów.

Marcin Lijewski: Po sobotnim półfinale Velux Final Four Ligi Mistrzów powiedziałeś, że pojedynek o III miejsce będzie meczem przyjaźni z Rhein Neckar Loewen. Nie było jednak tego widać na boisku...

Maciej Kmiecik: Walka jest zawsze. To jest specyfika piłki ręcznej. Pomimo tego, że był to tylko finał pocieszenia, to jednak toczyliśmy walkę na sto procent. Walka, walką, aczkolwiek był szacunek dla przeciwnika. O to chodzi w sporcie. Oba zespoły grały praktycznie o nic, bo trzecie czy czwarte miejsce, wielkiej różnicy nie robi. Chodziło tylko o prestiż i jakieś drobne pieniądze dla klubu. Między zawodnikami walka była bardzo fair.

Te drobne pieniądze to wiadomo, ile?

- Nie wiem. Nie interesuje mnie to. To jest nagroda dla klubu, a nie dla nas, zawodników.

Zajęliście trzecie miejsce. Wyjedziecie z Kolonii chociażby trochę pocieszeni czy jednak wciąż macie w głowach przegraną szansę na grę w wielkim finale?

- Dzień po tej porażce w półfinale trochę inaczej na to patrzymy. Wiadomo, że wychodzi się na parkiet, żeby walczyć w każdym meczu i o każde trofeum. My jako HSV Hamburg w tym sezonie nasz cel już zrealizowaliśmy. Założyliśmy sobie przed sezonem, że chcemy być mistrzami Niemiec, a wszystko inne to jest bonus. Nie przygotowaliśmy się specjalnie do turnieju finałowego Ligi Mistrzów.

Nie mów jednak, że odpuściliście Final Four Ligi Mistrzów najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie?

- Nie, absolutnie nie. Powtarzam jednak, że wygranie Ligi Mistrzów nie było naszym najważniejszym celem w tym sezonie. Kiedy jednak przyjechaliśmy do Kolonii, zobaczyliśmy jak to wszystko wygląda, że mecze ogląda 20 tysięcy widzów, że jest fantastyczna oprawa, chcieliśmy powalczyć o główne trofeum. Final Four w Kolonii było świętem piłki ręcznej. Na pewno chcieliśmy wygrać, ale zabrakło nam może trochę koncentracji, trochę specjalnego przygotowania przed tym turniejem, napięcia, jakie towarzyszyło nam przez cały sezon. Dlatego też zakończyło się takim, a nie innym wynikiem. W sobotę po półfinale - jak wspomniałem - byliśmy smutni i rozgoryczeni, ale w niedzielę już poszło to w zapomnienie. Po meczu o III miejsce, delektowaliśmy się finałem, który był wspaniałą ucztą szczypiorniaka.

Finał był hiszpański, czy to oznacza, że liga w tym kraju jest na nieco wyższym poziomie niż w Niemczech, czy może o sukcesie hiszpańskich drużyn decydowała dyspozycja dnia?

- Nie uważam, żeby poziom ligi hiszpańskiej był wyższy od Bundesligi. Jestem przekonany, że zespoły z czołówki obu lig są na podobnym poziomie. Różnica między nami a ligą hiszpańską jest taka, że w Niemczech co tydzień lub trzy dni walczymy o życie, bo każdy mecz jest na wagę złota. Bundesliga jest zdecydowanie silniejsza i wyrównana. Każdy mecz jest dla nas jak finał. W Hiszpanii jest może pięć meczów, na których trzeba się skupić, a w pozostałych jest zabawa. Widać to po zawodnikach na koniec sezonu. Zawodnicy z ligi hiszpańskiej prezentują się pod względem fizycznym dużo lepiej niż my. Gdyby turniej finałowy Ligi Mistrzów z udziałem dwóch drużyn z Niemiec i Hiszpanii był rozgrywany na początku sezonu, mogłoby to zupełnie inaczej wyglądać.

Masz jeszcze ważny kontrakt z HSV Hamburg, w którym zostajesz sam. Brat, Krzysztof odchodzi i pewnie teraz jeszcze więcej minut będziesz spędzał na parkiecie...

- Ja już w tym roku większość sezonu grałem sam. Byłem jedynym prawym rozgrywającym w HSV. Wyszło mi to na dobre, bo zagrałem chyba jeden z najlepszych sezonów w mojej karierze. Oczywiście, że jest mi przykro, bo brat wyjeżdża. Zawsze była to bratnia dusza na obczyźnie. Razem spędzaliśmy wolny czas. W przyszłym sezonie tego już nie będzie. Pod względem prywatnym będzie więc inaczej, ale sportowo nie widzę żadnego problemu.

Myślisz o powrocie do kraju do polskiej ligi?

- Tak. Na pewno nie zostanę już dłużej w Niemczech. Nadchodzący sezon będzie moim ostatnim w Bundeslidze. Wracam do kraju i układam sobie życie w ojczyźnie.

Pewnie ostatni sezon chciałbyś ukoronować kolejnym trofeum. Masz już Puchar Niemiec, mistrzostwo Bundesligi, w przyszłym sezonie może pora na wygranie z HSV Ligi Mistrzów?

- W HSV gra się zawsze o najwyższe cele. Nie ma tutaj gry tylko dla samego grania. W tym roku udało nam się zdobyć mistrzostwo Niemiec. W przyszłym roku może będziemy walczyć nie tylko o obronę tytułu, ale pokusimy się o kolejny krok i ruszymy na podbój Ligi Mistrzów? Zobaczymy. Na pewno, fajnie byłoby się pożegnać z Hamburgiem jakimś trofeum, tak jak zrobił to brat, Krzysztof.

Komentarze (0)