Kamil Kołsut: Czego zabrakło, żeby nawiązać w Puławach wyrównaną walkę z drużyną gospodarzy?
Zbigniew Tłuczyński: Na pewno siły rzutu z tyłu i zgrania formacji, którą widzieliśmy na boisku. Dla Krawczyka gra na lewej stronie nie powinna być nowością, ale wiadomo, że też trzeba się nauczyć na tej pozycji grać, rolę playmakera próbował spełniać Malewski. Zabrakło też skuteczności, mieliśmy bowiem dobrze grającą obronę, pod drugą bramką ostatnie słowo należało do Stęczniewskiego. Próbowaliśmy grać za szybko, zamiast zmieniać tempo i dać ochłonąć niektórym zawodnikom. W pewnych momentach przydałby się kubeł zimnej wody. Nasza ławka nie jest na dzień dzisiejszy zbyt mocna, mieliśmy do zmiany tylko jednego rozgrywającego.
Teraz, w świetle kłopotów kadrowych, nie żałuje pan, że latem pracując nad wzmocnieniami zaniedbano trochę drugą linię?
- Nie, wręcz przeciwnie. W okresie przygotowawczym pracowaliśmy bardzo dobrze i było widać, że zespół zrobił postęp i w obronie i w ataku, czego potwierdzeniem był turniej w Kwidzynie, gdzie ograliśmy praktycznie całą ligę. Dopadł nas pech, pięciu zawodników nie może trenować, a bez treningu nic się nie osiągnie. Niektóre rzeczy muszą być wypracowane, potrzebne jest też zgranie, możliwość rozgrywania pewnych schematów na zajęciach. My mamy jednak kłopoty kadrowe i nie możemy wprowadzić na treningach meczowej atmosfery, gdzie zespół mógłby zagrać sześciu na sześciu, czy czterech na czterech.
Każdy z tych urazów to przypadek osobny, czy też można część z nich podciągnąć pod wspólny mianownik i wytłumaczyć ciężkimi zajęciami, przetrenowaniem?
- W okresie przygotowawczym każdy musi przebiec swoje i podnieść parę kilogramów, żeby ten sezon mógł bez żadnych problemów rozegrać. Teraz jesteśmy w okresie startowym, więc robimy więcej treningów z piłkami. Na dzień dzisiejszy nie możemy ciężko ćwiczyć, nie mamy kim, stąd te zajęcia są w ten sposób ustawiane, żeby poćwiczyć coś w kontekście meczu i żebyśmy mieli przede wszystkim radość z tego grania. W meczu z Azotami zespół zrealizował w 90% założenia, dobra była obrona, ale zabrakło świeżości, a Stęczniewski zamurował bramkę.
Trener Tłuczyński nie ma łatwego życia, w jego zespole mnożą się bowiem kontuzje
A może problemem była pewność siebie, zdruzgotana po marnym początku sezonu?
- Nie, na pewno nie. Są to zawodnicy, którzy słów na wiatr nie rzucają, po zaangażowaniu widać, że chcą ten upragniony medal dla Olsztyna wygrać. Nie będzie lekko, bo nam punkty uciekają, a gdybyśmy mogli w komplecie grać i trenować to na pewno różnie by to było. Nie mówię, że byśmy mecze wygrywali, ale na pewno inna byłaby gra.
Kiedy można spodziewać się powrotów kontuzjowanych graczy?
- Z Mariuszem Gujskim na pewno trzeba poczekać około miesiąca, tyle samo w przypadku Dominika Płócienniczaka, o ile jest to tylko łękotka. Z Moszczyńskim zejdzie pewnie do świąt. On gra, ale jego granie nic nam nie daje, bo chodzi tylko o to, by załatać dziurę w drugiej linii. Damian ma straszny ból w achillesie, ale mimo tego chce pomóc temu zespołowi. Trenować nie może, ale przyjdzie na zajęcia, popatrzy, a potem jedzie z nami na mecz zrobić takiego straszaka. Kto tam jeszcze został?
Daniel Żółtak.
- Tu jest podobno sytuacja. Brakuje mu treningu, praktyki grania. Ponadto wiadomo, że w Kielcach występował praktycznie tylko w obronie, a u nas musi walczyć także pod bramką przeciwnika, co jest na pewno większym obciążeniem. Żeby coś wyćwiczyć, przećwiczyć i pewne rzeczy zrealizować, trzeba mieć odpowiednią ilość ludzi na treningu w atmosferze meczowej, gdy jest rywalizacja na parkiecie. Tego nam brakuje zdecydowanie, musimy czekać na powrót kontuzjowanych graczy i wtedy będziemy mieć więcej możliwości.
Olsztynianie rozpoczęli rozgrywki od trzech porażek
W świetle tych kłopotów z kontuzjami pomysł z grą Marcina Malewskiego na środku rozegrania może się powtórzyć w kolejnych meczach?
- W Puławach musiał tam zagrać, nie było innej możliwości. Jak już mówiłem, Damian Moszczyński zbyt wiele nie pomógł, bo nie może, jest ograniczony w ruchach, nasza siła rzutu z tyłu jest więc osłabiona. Chcieliśmy szeroko zaatakować lewą i prawą stroną, wykorzystując Malewskiego jako szybkiego i zwinnego zawodnika, by sam mógł wejść i oddać rzut na bramkę. Dwa, trzy razy wykonał to bardzo dobrze, ale też zdarzyło mu się zrobić to za szybko, bo też brakuje mu doświadczenia na tej pozycji. Myśl, że w przyszłości jest to jakaś alternatywa, by wprowadzić go na środek, ale na pewno nie wówczas, gdy wrócą już inni rozgrywający.
Jaka atmosfera panuje w pana zespole? Chyba nikt nie spodziewał się, że Warmia przegra trzy pierwsze mecze.
- W dalszym ciągu wierzymy w to, że możemy wiele. Atmosfera jest taka, że wszyscy czekamy na te pierwsze punkty i podejrzewam, że z meczu na mecz powinno to wyglądać coraz lepiej. Inne zespoły przygotowywały się do sezonu z tymi zawodnikami, z którymi grają, my zaś pracowaliśmy z graczami, których na chwilę obecną nie mamy, to jest problem. Musimy improwizować, ale ci nowi zawodnicy, którzy przyszli, też coś pozytywnego wnieśli i na pewno po powrocie pacjentów stać będzie ten zespół na bardzo wiele.