Po pierwszej odsłonie meczu goście prowadzili trzema bramkami. Początek drugiej należał jednak bezwzględnie do gospodarzy, którzy szybko zbudowali trzybramkową przewagę. - Zaczęliśmy mecz bardzo dobrze. Wyszliśmy na 2-3 bramki prowadzenia i to utrzymało się do przerwy. Nie wiem dlaczego, ale początek drugiej połowy w naszym wykonaniu jest zawsze tragiczny. Początek drugiej połowy przegraliśmy 6:0. Zabrzanie wyszli na prowadzenie, a my staraliśmy się ich gonić. Nie wiem jaka jest przyczyna tego, że tak źle zaczynamy po przerwie - analizował przebieg meczu Adrian Piórkowski.
Mimo, że mecz w Zabrzu to kolejna już nieudana druga połowa Juranda, to ciechanowska ekipa wciąż nie może znaleźć przyczyn załamywania się jej formy po przerwie. - To nie jest pierwszy mecz, który ma taki przebieg. Musimy przedyskutować to i zlokalizować, gdzie leży nasz problem. W sobotę w Zabrzu t obył już trzeci z rzędu mecz, w którym wychodzimy na drugą połowę i przerywamy jej początek 3:0, 4:0 - tłumaczył skrzydłowy.
Syndrom drugiej połowy Juranda to jedna z przyczyn niepowodzenia w meczu z NMC Powen Zabrze. Drugą z pewnością była fantastyczna postawa bramkarza zabrzan, Piotra Nera w drugiej partii. - Pierwszą bramkę w drugiej połowie Piotrek puścił dopiero w trzynastej minucie. Posługując się naszym żargonem można powiedzieć, że zamurował bramkę. Mieliśmy ogromne problemy, żeby go pokonać - chwalił gracz.
Dla obu drużyn, które po czterech kolejkach na koncie miały po 2 punkty, mecz ten był bardzo ważny. Tym ważniejszy, że dla obu ekip nadrzędnym celem jest spokojne utrzymanie się w lidze. - Przyjechaliśmy do Zabrza nawet nie po dwa, ale po cztery punkty. W walce o utrzymanie mecze między beniaminkami zawsze toczą się o podwójną stawkę. Po pierwszej połowie korzystny dla nas rezultat był bardzo prawdopodobny, w drugiej NMC Powen "odjechało" nam z wynikiem. Nie udało nam się już powalczyć i dwa punkty zostały w Zabrzu - mówił zawodnik Juranda.