- Bohaterem jest cała drużyna, bo meczu nie wygrywa jedna osoba - mówi jednak były reprezentant kraju. Mistrzowie Polski w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów przegrywali na własnym parkiecie z Constantą 25:29, dzięki fantastycznemu finiszowi i zdobyciu pięciu bramek z rzędu ostatecznie udało im się jednak odnieść bezcenne zwycięstwo.
- Chcieliśmy zacząć od wygranej, bo jeśli myśli się poważnie o awansie do kolejnej rundy, to z takimi przeciwnikami - będącymi na naszym poziomie - trzeba w domu zdobywać punkty - nie ma wątpliwości Kubisztal. - Musimy w takich starciach zwyciężać i pokazać, że mamy halę, którą ciężko zdobyć.
Nafciarze w sobotnie spotkanie weszli dobrze, początkowo udało im się przejść kontrolę nad meczem, po kilkunastu minutach podopieczni Larsa Walthera oddali jednak pole przeciwnikom. - Mieliśmy przestój, nasza liga to wybacza, rozgrywki europejskie już nie. Rywale to wykorzystali, odskoczyli i wydawało się, że kontrolują wynik. Na szczęście udało nam się zaskoczyć w końcówce - cieszy się rozgrywający Wisły.
Mecz z Constantą był dla Wiślaków kolejną ważną lekcją. Kilka dni wcześniej w Puławach to oni prowadzili w końcówce 19:15, dali sobie jednak wbić cztery bramki i spotkanie zakończyło się remisem. - Tamten mecz pokazał nam, że lekkie zlekceważenie przeciwnika, czy nie podejście na 100% może nas drogo kosztować - wyjaśnia Kubisztal.
Czego nauczyło Nafciarzy starcie z Rumunami? - Musimy na spokojnie usiąść, przeanalizować ten mecz i przede wszystkim wyeliminować przestoje, żeby były krótsze - nie ma wątpliwości 31-letni zawodnik.
W sobotę Lars Walther nie mógł skorzystać z usług kilku kontuzjowanych zawodników, inni z powodu urazów grali na pół gwizdka. - Brakuje każdego chłopaka, nie dysponujemy bowiem taką siłą rażenia, żeby ze wszystkimi przeciwnikami wygrywać różnicą dziesięciu, czy piętnastu bramek - przyznaje Kubisztal. - W każdym meczu musimy walczyć, dawać w obronie, a tym razem złożyło się akurat tak, że najwięcej kontuzjowanych jest w defensywie. Po to jednak kadra jest tak szeroka i liczy siedemnastu czy osiemnastu graczy, żebyśmy mogli te dziury łatać - wyjaśnia.
Kubisztal zwraca też uwagę na marnego zapełnienia Orlen Areny, na trybunach było sporo wolnych miejsc. - Szkoda, że nie było pełnej hali, ale takie życie. Doping był fantastyczny i mam nadzieję, że ludzie zaczną tłumniej przychodzić na nasze mecze - podsumowuje gracz Nafciarzy. W sobotę - za sprawą niespotykanej dramaturgii spotkania - on i koledzy zrobili wszystko, by kibiców do regularnego odwiedzania płockiej hali zachęcić.