Małymi krokami dążymy do celu - rozmowa z Klaudiuszem Sevkoviciem, prezesem Ruch Chorzów

Klub Piłki Ręcznej Ruch Chorzów obchodzi w tym roku 60-lecie swojego istnienia. Ruch to zespół, który dziewięć razy zdobywał mistrzostwo Polski oraz pięć razy sięgał po Puchar Polski. Ostatnia dekada to jednak seria poważnych upadków i wzlotów. O obchodach 60-lecia klubu oraz obecnej kondycji Ruchu rozmawialiśmy z prezesem zespołu Klaudiuszem Sevkoviciem.

Tomasz Boryn
Tomasz Boryn

Tomasz Boryn: Na niedzielę 13 listopada zaplanowano obchody 60-lecia Ruchu? Jaki przebieg będzie miała ta uroczystość?

Klaudiusz Sevković:
Organizujemy obchody 60-lecia klubu i chcemy zrobić to w sposób szczególny. Najważniejszą rzeczą tej gali będzie spotkanie wszystkich zawodniczek, które tworzyły tę piękną historię. Zawodniczki przyjeżdżają z Niemiec, z Francji, właściwie z całej Europy. Chcemy się spotkać naprawdę jedną wielką "niebieską" rodziną. W ramach obchodów o 16:00 mamy ligowy mecz ze Startem Elbląg. Te byłe zawodniczki, które od lat nie były w tej hali, bądź jeszcze jej w ogóle nie widziały, będą miały okazję zobaczyć to widowisko. Mam nadzieję, że uda nam się dobrze zagrać. Po meczu przejdziemy do hotelu Arsenal Palace, gdzie będzie miała miejsce uroczysta kolacja. Obchody uświetnią takie osoby jak prezes Związki Piłki Ręcznej w Polsce Andrzej Kraśnicki, czy Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, który jest kibicem Ruchu. Będą prezydenci Chorzowa i miast ościennych oraz posłowie. Chcemy te Panie, które tworzyły wspaniałą historię piłki ręcznej docenić i stworzyć im taki piękny wieczór, gdzie będzie okazja na wspomnienia i z pewnością też łzy.

Wydaliście z tej okazji książkę z historią klubu. Będzie ona ogólnodostępna?

- Wydaliśmy książkę "60 lat Klubu Piłki Ręcznej Ruch Chorzów". Są w niej oczywiście wspomnienia oraz dużo archiwalnych zdjęć. Książka ukazała się w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy, także kibice na pewno będą mieli okazję nabyć książkę w siedzibie klubu. Oprócz książki wydaliśmy też trzysta okolicznościowych srebrnych monet, którymi zostaną obdarowane zawodniczki, które wcześniej grały w Ruchu.

Niecałe dziesięć lat temu, kiedy przychodził Pan do Ruchu Chorzów nie było tak wesoło jak jest teraz. Klub spadł z ligi i groziła mu całkowita likwidacja.

- Zgadza się. Ja tworzę tę historię Ruchu tak naprawdę ostatnią dekadę. Przejąłem klub, kiedy ten sięgnął dna. Musieliśmy zaczynać od najniższej klasy rozgrywkowej. Tylko dzięki paru zapaleńcom udało nam się Ruch wprowadzić znowu na salony Ekstraklasy. Może nie mamy jeszcze tytułów Mistrzostw Polski, ale ta praca, którą wykonujemy to jest mistrzostwo świata. Myślę, że wkrótce również tytułów sportowych kibice się doczekają. Potrzebne do tego są odpowiednie pieniądze, ale przyjęliśmy taką zasadę, że małymi krokami dążymy do celu.

Dużo ludzi przewinęło się przez te 10 lat przez klub?

- Praktycznie cały czas są to te same osoby. Mnie do pracy w tym klubie zaprosił Zbigniew Cieńciała, dziennikarz "Sportu". To on mnie w to wciągnął. Nowy Ruch zainicjowali też Dieter Kubicki, który jest już kierownikiem Ruchu od 30 lat oraz Danusia Mann, która mistrzostwa zdobywała jako zawodniczka Ruchu. Oni pamiętali te grube lata klubu. Potem dołączył do nas Krzysiu Zioło. Zbyszka już nie ma, także można powiedzieć, że klubem zajmują się cztery osoby. Ta ekipa zapaleńców, która działała od najniższej ligi działa praktycznie do dzisiaj.

W zeszłym roku z ligi wycofała się Zgoda Bielszowice, w tym roku wiele słyszy się o kłopotach Miedzi Legnica w Superlidze mężczyzn. Problemy pojawiają się w momencie, kiedy miasto ogranicza swoje dotacje na piłkę ręczną. Czy gdyby w Chorzowie miasto przestało dotować piłkę ręczną to Ruch musiałby się wycofać z rozgrywek?

- My jesteśmy bardzo wdzięczni naszemu miastu, że nam pomaga. Kiedy występowaliśmy w niższych ligach nie wpływały do nas żadne pieniądze z urzędu, dopiero po awansie Superligi zaczęliśmy dostawać jakieś tam stypendia. Myślę, że dalibyśmy radę grać dalej, bo pieniądze jakie dostajemy od miasta to jest zaledwie jedna piąta naszego budżetu. Udaje nam się wiązać koniec z końcem. Wiadomo, że nie jest różowo, bo nigdzie w Polsce w klubach sportowych nie jest za bogato, ale my jesteśmy z tego dumni, że nie mamy zaległości. Płacimy zawodniczkom ZUS oraz Urząd Skarbowy, a to jest jakby nowoczesne prowadzenie tego klubu. Kiedyś jak klubem opiekowała się Huta Batory to przyjeżdżał samochód, wychodził Pan z dwoma teczkami i były wypłaty. Zarządzenie klubem było kiedyś dużo prostsze, bo całym problemem było ściągnięcie zawodniczki, a zakład pracy ją utrzymał. My wykonujemy inną pracę, musimy najpierw te pieniądze zdobyć, a potem znaleźć zawodniczki, które mieszczą się w naszych widełkach finansowych. Cieszę się, że doszliśmy do tego momentu 60-lecia i znowu odbudowaliśmy Ruch. To też się wzięło z takiego mądrego zarządzania. Może ktoś się teraz uśmiechnie, ale my czasami nawet rezygnowaliśmy z zawodniczki, bo rozchodziło się o dwieście złotych. Ja nigdy nie podpisywałem kontraktu, którego nie byliśmy w stanie wypełnić. Z perspektywy czasu widzę, że te wszystkie moje działania były słuszne. Jesteśmy klubem w miarę poukładanym. Może to nie jest Real Madryt, ale wszystko mamy i się rozwijamy. Postawiliśmy w klubie bardzo mocno na młodzież, bo jako biedny klub nie stać nas na spektakularne transfery. W tym roku był wyjątek w postaci Kingi Polenz, ale głównie bazujemy na wychowankach i co rok do zespołu dołączają kolejne juniorki. To jest bardzo ważne, że te nasze zawodniczki są z tego regionu i ta erka coś dla nich znaczy.

Ruch ma chyba najbardziej obklejone koszulki logami sponsorów w całej Superlidze. Sponsorzy sami do Was przychodzą, czy musicie o nich zabiegać?

- Sami sponsorzy nie przychodzą, to jest ciężka i żmudna praca, którą trzeba wykonać. Ja być może jestem nieco innym prezesem, może bardziej nowoczesnym. Nie siedzę w biurze pijąc kawę i czekając, aż ktoś do mnie zadzwoni. Trzeba mieć dobre kontakty, ale trzeba też tych ludzi do tej piłki ręcznej można powiedzieć do tego produktu nakłonić. Oczywiście pomogły nam ostatnie sukcesy męskiej reprezentacji piłki ręcznej, bo więcej o tym sporcie się mówiło. Szczypiorniak jest pokazywany w telewizji, ale tak jak mówię, chciałbym kiedyś doczekać czasów, że ktoś sam do nas przyjdzie i powie, że chce zostać naszym sponsorem.

Jak układa się współpraca z sekcją piłkarską? Zapowiadanego wspólnego biletu na mecze ręcznej i nożnej nadal nie ma, ale słyszałem, że ma być wydany jakiś wspólny kalendarz.

- Działamy cały czas. Wiadomo, że to są trochę inne światy. My musimy się dopasować pod piłkę nożną naszymi działaniami, bo na stadion chodzi więcej kibiców. W tym sezonie piłkarze z powodu transmisji telewizyjnych rozgrywają czasem mecze już w piątek, albo w poniedziałek. My mecze możemy rozgrywać tylko w sobotę i niedzielę, ale pracujemy nad tym. Były w tym sezonie już mecze, że kibice z biletem ze stadionu mogli kupić ulgowe bilety na mecze w hali.

Przed Ruchem trzy bardzo ważne spotkania, ze Startem Elbląg, KPR-em Jelenią Górą i KSS-em Kielce. Uważa Pan, że po tych bardzo słabych spotkaniach z Politechniką Koszalińską i Zagłębiem Lubin Ruch może zdobyć komplet punktów?

- Taki jest plan. Takie zamiary wyraził też w wywiadach trener zespołu. Gramy z drużynami, które są oczywiście w naszym zasięgu, a dwa mecze z trzech gramy u siebie. Powinniśmy ten komplet punktów ugrać, no ale to jest sport. Gdyby było inaczej to już przed sezonem byśmy wiedzieli, kto zwycięży w lidze, a kto spada prawda. Na szczęście jest to nierealne. Te dwa ostatnie spotkania były naprawdę słabe. Z Koszalinem przede wszystkim, bo Zagłębie jest w wysokiej formie. Te porażki były zbyt wysokie. Mam jednak nadzieję, że już od niedzieli będziemy w Chorzowie w lepszych humorach i zaczniemy się piąć w górę. Jeśli spojrzymy na tabelę to liga jest bardzo wyrównana, oczywiście poza tymi trzema drużynami, które są trochę poza zasięgiem. Mam tu na myśli Vistal, Zagłębie i SPR, chociaż ja chciałbym zrobić jakąś niespodziankę w tym sezonie i wygrać z którąś z tych drużyn.

Może w Pucharze Polski z Vistalem Gdynia się uda?

- Tu nie ma się co martwić. Jak chcemy wygrać Puchar Polski to trzeba wygrywać z tymi lepszymi. W klubie rozmawialiśmy o tym, że mogliśmy wylosować słabszego przeciwnika, awansować do Final Four i dostać lanie od innych, ale to jest bezsensu. Jeśli chce się wygrać Puchar Polski, a o to chodzi, jeśli się gra, to trzeba pokonywać najlepszych. Puchary rządza się swoimi prawami, jest mecz i rewanż i to wszystko. W tamtym sezonie też nikt nam nie dawał szans na zwycięstwo w dwumeczu z Piotrcovią, a wygraliśmy i zajęliśmy ostatecznie szóste miejsce. Zawsze powtarzam dziewczynom, że na boisku trzeba zostawić zdrowie, pot, trzeba walczyć do końca i wtedy można zwyciężać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×