Od 17 lutego 2007 roku na wygraną na własnym parkiecie z MMTS-em Kwidzyn czekali szczypiorniści Azotów Puławy. W minioną środę fatalną passę udało się przełamać, dzięki czemu zespół Marcina Kurowskiego wrócił na trzecie miejsce w ligowej tabeli.
Z żadnym zespołem PGNiG Superligi w przeszłości nie grało się Azotom tak źle, jak z MMTS-em właśnie. Jesienią puławianie w Kwidzynie przerwali serią ośmiu meczów bez wygranej, a teraz wreszcie odczarowali własny obiekt. Czekali na to blisko pół dekady, od rundy wiosennej sezonu 2006/07, gdy udało im się ograć rywali 38:27. Od tamtego czasu w obu ekipach zmieniło się sporo, a tamtą wygraną spośród graczy obecnie reprezentujących barwy Azotów i MMTS-u pamiętają jedynie Artur Witkowski, Kamil Krieger, Marcin Markuszewski, Maciej Mroczkowski, Michał Peret, Sebastian Suchowicz, Michał Waszkiewicz oraz trener Kurowski.
Osobliwy przebieg miały obie konfrontacja z sezonu minionego. Jesienią MMTS ograł Azoty u siebie 31:26, puławski klub wystosował jednak oficjalne pismo do ZPRP (ostatecznie zostało ono oddalone), domagając się powtórzenia meczu ze względu na błąd sędziów, którzy pod koniec pierwszej połowy nie uznali prawidłowej bramki i odesłali na ławkę kar Grzegorza Gowina. Wiosną nadwiślański klub wygraną miał w garści, kontrolował spotkanie, ostatni kwadrans przegrał jednak 4:15 i dwa punkty pojechały do Kwidzyna. - Do dziś pamiętamy tamto spotkanie - nie krył w trakcie konferencji prasowej po meczu środowym sam Kurowski.
Jesienią jego zespół wygrał w Kwidzynie 22:20, rozpoczynając nową erę w historii starć obu ekip. - Przede wszystkim zagraliśmy konsekwentnie i potrafiliśmy dowieźć zwycięstwo do końca. Chłopakom należą się słowa uznania, bo zostawili na parkiecie dużo zdrowia grając w obronie - cieszył się wówczas szkoleniowiec puławskiej ekipy. Sukces udało się powtórzyć na własnym parkiecie. Puławscy szczypiorniści potwierdzili tym samym, że z kompleksu MMTS-u wyleczyli się na dobre.
Po środowym zwycięstwie Azoty wróciły na trzecie miejsce w ligowej tabeli
- Rywale dali nam prawdziwą lekcję - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Suchowicz. - W obronie graliśmy po prostu koncertowo, a atak wreszcie wyglądał tak, jak powinien wyglądać. To przyniosło efekt - tłumaczy z kolei Piotr Masłowski, któremu wtóruje Michał Szyba. - Mieliśmy dzień konia, wpadało wszystko, dobrze graliśmy też w defensywie i kończyliśmy kontrataki. Każdy dał coś od siebie i jaki jest wynik, widać - podsumowuje rozgrywający Azotów.
Wynik jawi się jako zaskakujący nie tylko z perspektywy historycznej, ale także gdy weźmie się pod uwagę ostatnie występy obu ekip. MMTS przed wyprawą do Puław wygrał cztery z pięciu ligowych spotkań, Azoty z kolei w trzech zdobyły tylko punkt, a kilka dni wcześniej niemiłosiernie męczyły się w Challenge Cup z przeciętnymi Chorwatami. - Po meczu z Bjelovarem spokojnie usiedliśmy sobie, obejrzeliśmy to spotkanie oraz nasz występ w Mielcu i wyciągnęliśmy wnioski. Wyszło nam to na dobre, nasza gra w tamtych starciach i tym z MMTS-em to jak czarne i białe - wyjaśnia Masłowski.
- Najbardziej cieszy mnie w tym meczu, że nie odpuściliśmy, prowadząc kilkoma bramkami - podkreśla trener Kurowski, wspominając spotkanie w Lubinie, gdzie jego zespół zmarnował ośmiobramkową przewagę i ostatecznie do Puław wrócił z remisem. - Tutaj była walka do końca o każdą bramkę, dzięki czemu wszyscy zawodnicy mogli zagrać. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale miejmy nadzieję, że teraz podtrzymamy tą tendencją rosnącą - mówi Kurowski. Jego zespół zagra w tym roku jeszcze pięć spotkań, po dwa w lidze i Pucharze Polski oraz jedno w Challenge Cup.
W Lubinie Azoty, mimo ośmiobramkowego prowadzenia, nie zdołały odnieść zwycięstwa
Po środowym zwycięstwie Azoty wróciły na trzecie miejsce w ligowej tabeli
W Lubinie Azoty, mimo ośmiobramkowego prowadzenia, nie zdołały odnieść zwycięstwa
