Bartłomiej Jaszka - Ostatni emigrant

Bartłomiej Jaszka będzie ostatnim reprezentantem Polski, który zawita do ojczyzny w tegorocznej fazie grupowej VELUX Champions Leauge. Füchse Berlin zmierzy się 4 grudnia w hali Legionów z Vive Targami Kielce.

Tu jest moje miejsce

Cała historia rozpoczęła się w Ostrowie Wielkopolskim. 16 czerwca 1983 roku przyszedł na świat Bartłomiej Jaszka, który dzieciństwo spędził w znajdującym się niedaleko Jeżewie. W rodzinnej miejscowości ojca nie miał możliwości rozwoju, więc często jeździł do Ostrowa. Musiał wybrać między piłką nożną a ręczną. - W Ostrowie było mało piłki ręcznej, więc chodziłem na treningi piłkarskie. Na WF-ie w szkole nie miałem żadnych SKS-ów po lekcjach. Po jakimś czasie musiałem wybrać co będę trenować. Wybrałem piłkę ręczną. W podjęciu decyzji pomógł mu kolega z ławki szkolnej, który starał się uporać z podobnym problemem. Chodzi oczywiście o Krzysztofa Lijewskiego, z którym przez 9 lat chodził do jednej klasy.

Dwójka kompanów została absolwentami technikum Zespołu Szkół Transportowo - Elektrycznych w Ostrowie i zdecydowała się na występy w miejscowej Ostrovii. W zespole prowadzonym przez Witolda Rojka Jaszka i Lijewski wywalczyli dla ostrowskich "biało-czerwonych" mistrzostwo Polski juniorów w 2002 roku. Pomimo sukcesu w tym samym roku doznał małego rozczarowania. W porównaniu do kolegi ze szkoły i klubu nie znalazł się w reprezentacji Polski juniorów, która wywalczyła mistrzostwo Europy w Gdańsku. Ówczesny trener Wojciech Nowiński nie widział w swojej koncepcji filigranowego rozgrywającego i Ostrovia mogła się pochwalić tylko jednym "złotym" chłopcem. W 2003 roku drogi wychowanków ostrowskiej szkółki musiały się rozejść.

"Jacha" w miarę możliwości ogląda mecze Ostrovii "na żywo"

"Ostrowska koalicja" na Dolnym Śląsku

Dobra gra rozgrywającego z Wielkopolski wzbudziła zainteresowanie klubów Ekstraklasy. Zagłębie Lubin, które na dobre chciało zadomowić się w czubie tabeli podjęło dość ryzykowną decyzję i zakontraktowało mistrza Polski juniorów. "Jacha" był określany mianem młodego i zdolnego, ale jeszcze nie ukształtowanego szczypiornisty. Czas działał na jego korzyść i postęp w jego grze wiązał się z poprawą wyników Miedziowych. W sezonie 2003/04 jego ekipa znalazła się tuż za podium. Włodarze Zagłębia byli zadowoleni z postawy środkowego z Ostrowa i rok później szeregi zespołu zasilił kolejny diament z tego regionu. Bartłomiej Tomczak nie grał wcześniej w jednym zespole ze starszym o dwa lata kolegą, lecz rodzinne miasto jednego i drugiego nie było tak duże, by Tomczak i Jaszka nie znali się. Na Dolnym Śląsku ich znajomość rozwinęła się z korzyścią dla Zagłębia. Przy znacznej pomocy "Kopary" jako 22-latek zdobył swój pierwszy medal mistrzostw Polski. Srebro było zapowiedzią "tłustych lat" dla klubu z Lubina. Współpraca ostrowskiego duetu wyglądało coraz lepiej. Jaszka kreował grę, a Tomczak efektownie kończył akcję ze skrzydła.

W sezonie 2005/06 schedę po Zenonie Łakomym przejął Jerzy Szafraniec, który na "dzień dobry" zapisał na swoim koncie brąz. Po lekkim niedosycie rok 2007 przyniósł pierwsze mistrzostwo Polski w seniorskiej przygodzie ze sportem. 19 zwycięstw w 22 meczach sezonu zasadniczego zapowiadało, że ten rok będzie należał do Jaszki i jego zespołu. Finałowa rywalizacja z faworyzowaną Wisłą Płock przyniosła komplet pięciu spotkań. Ostatni mecz w Lubinie dostarczył ogromnych emocji. Potyczka nie układała się po myśli najlepszej ekipy sezonu zasadniczego. Czerwoną kartkę otrzymał lewy rozgrywający Michał Kubisztal, a sytuacja na parkiecie wymykała się spod kontroli. Na sekundy przed końcową syreną Jaszka wziął los zespołu w swoje ręce i zdecydował się na rzut z 15 metrów. Próba okazała się skuteczna, co zaowocowało dogrywką, a następnie rzutami karnymi, w których szczęście było po stronie Miedziowych. Krążek z najszlachetniejszego kruszcu dał promocję do fazy grupowej elitarnej Champions Leauge.

Półfinał Challenge Cup również trzeba docenić, choć priorytetowym celem na drugą część roku była gra w Lidze Mistrzów. Los nie okazał się łaskawy dla mistrzów Polski. Ciudad Real, Flensburg Handewitt i Drammen HK spowodowały, że już w zimie Zagłębie pogrzebało swoje szanse na awans. Kubisztal i Jaszka pokazali swoje umiejętności szerszej publiczności, co nie umknęło uwadze klubom Bundesligi. "Jacha" zostawił Tomczaka i do spółki z "Kubi" rok 2008 rozpoczął w najlepszej lidze świata. Wymieniona dwójka do dziś pozostaje ostatnimi zawodnikami z kraju nad Wisłą, którzy trafili do Bundesligi.

Występy w Zagłębiu Lubin wypromowały Bartłomieja Jaszkę

"Skromny lis z Berlina"

Füchse Berlin zostało pierwszym zagranicznym pracodawcą byłych zawodników Zagłębia Lubin. Premierowe półrocze w najlepszej lidze świata przebiegło pod dostosowaniem się do nowego stylu gry. Dość niski, ale zwinny i szybki rozgrywający był stopniowo wprowadzany do ekipy "berlińskich lisów". W 2009 roku zespół objął Dagur Sigurdsson. Islandczyk od początku stawiał na szczypiornistę z Polski i pod niego szykował taktykę. Trener zaufał umiejętnościom Polaka, a ten nie zawodził na parkiecie. Nie oddawał rzutów z nieprzygotowanych pozycji, lecz skupiał się na rozgrywaniu i kreowaniu gry. Szukał gry na kontakcie z obrońcami, zaczął wykorzystywać swoje skromne warunki i przebojowością zyskiwał miejsce dla kolegów z lewej i prawej połówki. Po lewej stronie miał Kubisztala, z którym wzajemnie się wspierali.

W sezonie 2010/11 zespół dokonał historycznego wyczynu. Znalazł się na najniższym podium Mistrzostw Niemiec i zakwalifikował się do Ligi Mistrzów. W tegorocznej edycji już jako ukształtowany zawodnik kilkakrotnie pokazywał się z dobrej strony. W meczu z Atletico Madryt koledzy z zespołu zawodzili, ale 10 bramek zdobytych przez "polskiego internacjonała" było pozytywnym zaskoczeniem. Przy jego stylu gry zdobycz bramkowa rzadko przekracza 4 - 5 bramek, więc skuteczność przeciwko wicemistrzom Hiszpanii mogła zaimponować. Niemieckie media, które są wymagające doceniły walory wychowanka Ostrovii. W 2009 i 2010 wystąpił w Meczu Gwiazd, a niewykluczone, że tegoroczna nominacja nie przyniesie trzeciego z rzędu występu przeciwko reprezentacji Niemiec.

Kibice doceniają skromność reżysera gry Füchse Berlin

Czekał na swoją szansę

W seniorskiej reprezentacji zadebiutował 12 kwietnia 2006. Bogdan Wenta desygnował do gry przeciwko Rumunii 23-letniego zawodnika, lecz przyszłość pokazała, że musi minąć trochę czasu, zanim się do niego przekona. Srebro z MŚ w Niemczech nie było jego udziałem, gdyż niepodważalną pozycję miał Grzegorz Tkaczyk, a jego zmiennikiem był Damian Wleklak. Na mistrzostwach Europy w 2008 dołączył do wymienionej dwójki i zbierał doświadczenie. Na igrzyska w Pekinie nie pojechał Wleklak, a Jaszka został zmiennikiem Tkaczyka. Po nieudanym turnieju olimpijskim popularny "Młody" zrezygnował z gry w reprezentacji i były gracz Zagłębia Lubin został namaszczony na jego następcę.

Na MŚ w 2009 zawiódł. Polacy zdobyli medal, ale to powracający Wleklak prowadził grę "biało-czerwonych". Polacy w dość szczęśliwych okolicznościach awansowali do strefy medalowej. W meczu o 3. miejsce z Danią "Zdechły" usiadł na ławce i swoją szansę otrzymał "Jacha". Pomimo kontuzji ręki zagrał wspaniale i wywalczył swój pierwszy krążek, występując z orzełkiem na piersi. - W meczu o brązowy medal mistrzostw świata człowiek nie myśli o bólu. Dla mnie był to mecz, w którym zagrałem najlepiej na tym turnieju. W poprzednim spotkaniach nie prezentowałem swojego optymalnego poziomu. Taka sytuacja mobilizuje i sprawia, że zapomina się o bólu. - mówi Jaszka.

Na mistrzostwach Europy w Austrii już nie zawiódł. Pokazał na co go stać. Był liderem drugiej linii. Na niecałe daw miesiące przed turniejem okazało się, że Damian Wleklak doznał kontuzji, która zmusza go do zakończenia kariery, więc nie miał zbyt wiele czasu, by przygotować się psychicznie do wielkiej imprezy. Polacy grali bardzo dobrze. W meczu decydującym o awansie do półfinału z Czechami przerwał akcję, która mogła zakończyć marzenia o strefie medalowej. - Wszystko zrobiłem odruchowo. Było 10 sekund do końca i sygnalizacja gry pasywnej. Wiedzieliśmy, że Michał Jurecki oddawał rzut, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy szybko wracać do obrony, bo Czesi mogli nas skontrować. Widziałem że, Krzysiek Lijewski nie sięgnie tej piłki. Ja byłem za nim i starałem się tę piłkę złapać końcówkami palców. Na całe szczęście udało mi się. - mówi o ekwilibrystycznej sytuacji bohater ostatniej akcji. Po porażce z Islandią Polacy wrócili na tarczy do kraju, ale nikt nie krytykował nowego lidera drugiej linii.

Przed turniejem w Szwecji Polska zmierzyła się towarzysko z Niemcami. Jaszka był jednym z najlepszych na parkiecie, lecz doznał kontuzji. Kibice obawiali się, że to coś poważnego i nie zwrócili uwagi na fakt, że po jego zejściu Polacy spisywali się słabiej, tylko na brak rozgrywającego na czempionacie. Na całe szczęście na obawach się skończyło. Na MŚ w Szwecji jechał jako pierwszy rozgrywający, pomimo tego, że do kadry wrócił Tkaczyk. "Młody" musiał pogodzić się z rolą zmiennika. Reprezentacja zawiodła na całej linii. 8. miejsce mocno pokrzyżowało losy "złotej generacji", której celem pozostaje kwalifikacja olimpijska.

Bartłomiej Jaszka na prawdziwą szansę w reprezentacji musiał czekać ponad 3 lata

Prywatnie

3 lipca 2010 zmienił stan cywilny. Po kilku latach narzeczeństwa ze swoją sympatią Anetą został "usidlony". Pani Jaszka jest rodowitą mieszkanką Ostrowa, więc od początku wiedziała, czym zajmuje się jej mąż. Oprócz miłości do swojej żony nie zapomina o swoich korzeniach. Przy każdej nadarzającej się okazji utożsamia się z Ostrowem Wielkopolskim. W 2011 roku uczestniczył w otwarciu Akademii Piłki Ręcznej oraz promował bilbord "Ostrów, tu szkolimy mistrzów". Jego młodszy brat Łukasz Jaszka jest zawodnikiem I-ligowej Ostrovii. Na co dzień skromny, miły i sympatyczny człowiek, który jasno sprecyzował swoje cele i marzenia. - Chce zagrać na igrzyskach w Londynie i przywieźć stamtąd medal. To marzenia każdego sportowca. Być cały czas w kadrze Polski. W "szesnastce", która jedzie na wielkie turnieje. W klubie walczyć o miejsce pucharowe, a w przyszłości walczyć o mistrzostwo Niemiec. W życiu prywatnym chcę być szczęśliwy. Chciałbym żeby wszystko układało się po mojej myśli i żeby dopisywało mi zdrowie. - kończy najbliższy rywal Vive Targów Kielce.

Trudno wyobrazić sobie reprezentację Polski bez wychowanka Ostrovii

Komentarze (0)