Ręki za Duńczyków nie dałbym sobie uciąć - rozmowa z Bartłomiejem Jaszką, rozgrywającym reprezentacji Polski

O jedzeniu w Serbii, środkach ostrożności, przełomowym meczu ze Szwecją oraz przyszłości kadry Bogdana Wenty opowiedział w rozmowie dla SportoweFakty.pl środkowy rozgrywający reprezentacji Polski, Bartłomiej Jaszka.

Maciej Kmiecik: Wróciliście z Serbii z uczuciem niedosytu?

Bartłomiej Jaszka: Na pewno. Jak się zajmuje dziewiąte miejsce w mistrzostwach Europy, nie można być zadowolonym, tym bardziej, że od awansu do półfinału dzielił nas tylko jeden punkt. Wystarczyło zremisować z Macedonią i teraz zamiast oglądać mecze o medale przed telewizorem, sami byśmy tam grali. Na pewno jest rozczarowanie po tej imprezie. Dostrzegam jednak także pozytywy.

Jakie?

- Przede wszystkim graliśmy dużo lepiej niż przed rokiem na mundialu. Naszym problemem w Serbii były pierwsze połowy spotkań. Gdyby nie to, pewnie zupełnie inaczej by się potoczyły nasze losy. Pokazaliśmy także, że potrafimy się pozbierać nawet z niewiarygodnych sytuacji. Odrobiliśmy straty w meczu z Duńczykami i wygraliśmy to spotkanie. Ze Szwecją wróciliśmy do gry ze straty 11 bramek po pierwszej połowie. Te dokonanie pokazują, jak duży potencjał drzemie w naszej drużynie. Musimy tylko ustabilizować grę.

Wspominany mecz ze Szwecją był najlepszym w twojej reprezentacyjnej karierze?

- Nie podchodzę do tego w ten sposób. Nie chodzi o moją indywidualną grę, a wynik drużyny. Udało się dogonić Szwedów, a nawet mogliśmy ten mecz wygrać. Gdyby tak się stało, także byśmy znaleźli się w półfinale.

Ale na pewno mecz ze Szwecją był dla ciebie przełomowy na tych mistrzostwach?

- Bo w pierwszej fazie praktycznie nie grałem. Mecz z Serbią cały zespół zagrał słabo. Nie wiem, czy sparaliżowała nas wizja gry w meczu otwarcia przeciwko gospodarzom? Być może przerósł nas ten mecz. Zagrałem wówczas 10 minut. Podobnie było w meczu z Danią, kiedy wszedłem na boisko, to graliśmy dwa razy w osłabieniu. Ciężko w takiej sytuacji pokazać, co potrafię. Dopiero w meczu ze Szwecją, kiedy grałem przez ponad 50 minut, mogłem się wykazać.

Byliście chyba największymi pechowcami mistrzostw Europy pod względem kontuzji i urazów. To pewnie też miało wpływ na waszą grę?

- Oczywiście, ale nie ma co już gdybać na ten temat. Graliśmy w takim składzie, jakim graliśmy. Kilku zawodników wypadło przed imprezą, kilku w trakcie mistrzostw. Nie było łatwo, ale nie cóż. Było minęło, nie ma co do tego wracać. Trzeba patrzeć w przyszłość.

Tę przyszłość po części uratowali dla was Duńczycy. Ciągle jesteście w grze o Igrzyska Olimpijskie w Londynie...

- Dokładnie, aczkolwiek nie dałbym sobie przed meczem finałowym uciąć ręki za Duńczyków. Co prawda, obiecali nam, że odwdzięczą się za nasze zwycięstwo nad Niemcami, które im otworzyło drogę do półfinału, ale nie byłem pewny, że pokonają gospodarzy.

Fakt, że kilku podstawowych graczy nie pojechało na mistrzostwa Europy z powodu kontuzji, wykorzystali zmiennicy i młodzi zawodnicy, którzy dobrze wkomponowali się w reprezentację...

- Bardzo dobrze, że trener powołał młodych zawodników. Tej drużynie potrzebna była "świeża krew". Trzeba uzupełniać kadrę młodymi, bo przecież nam latka lecą i ciągle nie można grać tymi samymi zawodnikami. Dobrze, że tak udanie wkomponowali się w naszą drużynę.

Teraz pewnie rozpocznie się dyskusja nad przyszłością trenera Bogdana Wenty. Pojawiają się głosy, że przez tyle lat pracy z kadrą szkoleniowiec wypalił się, a z drugiej strony kibice na forach internetowych stoją murem za trenerem. Co ty o tym sądzisz?

- Nie mnie oceniać przyszłość trenera Bogdana Wenty z reprezentacją. Na pewno taką ocenę i analizę zrobi Związek Piłki Ręcznej w Polsce. Na pewno trener Wenta to świetny fachowiec. Tyle mogę powiedzieć.

Prawdą jest, że w Serbii schudłeś kilka kilogramów?

- Dokładnie tak. Jedzenie w Serbii nie było najbardziej urozmaicone. Praktycznie codziennie to samo. Po tygodniu mieliśmy już dość tej kuchni.

Za to pilnowano was ponoć bardzo dobrze?

- Organizatorzy obawiali się, żeby żadnej z drużyn uczestniczących w mistrzostwach nic się nie stało. Faktycznie z takimi środkami ostrożności nie spotkałem się przy okazji żadnej innej dużej imprezy. Rozumiem jednak, że robiono to ze względów bezpieczeństwa.

Źródło artykułu: