Azoty pokazały charakter

Z dziewięciu ostatnich spotkań pomiędzy Azotami i Zagłębiem w sześciu o wyniku decydowało jedno trafienie. Nie inaczej było w sobotę w Puławach.

Starcia obu ekip już od trzech sezonów regularnie przynoszą kibicom mnóstwo emocji. W ciągu tego okresu Azoty i Zagłębie trzykrotnie dzieliły się punktami, a ledwie dwa razy jedna z ekip była w stanie pokonać przeciwnika różnicą wyższą niż dwie bramki. Bilans bezpośrednich spotkań z trzech ostatnich lat przemawia na korzyść Azotów (4-3-2), a jako decydujący czynnik jawi się własny parkiet, w danym okresie żaden z zespołów nie potrafił bowiem zwyciężyć w hali rywala.

- To już powoli staje się tradycją - śmieje się trener puławskiej siódemki, Marcin Kurowski. On powody do zadowolenia ma, sobotnie zwycięstwo sprawiło bowiem, że jego zespół utrzymał piątą lokatę w ligowej tabeli (po sensacyjnym zwycięstwie nad Vive Azoty wyprzedzić mógł NMC Powen), Miedziowi z kolei skazali się na walkę o utrzymanie i już teraz wiadomo, że to będzie dla nich najgorszy sezon w XXI wieku.

- Dla rywala był to najważniejszy mecz w tym roku i przed pierwszym gwizdkiem przestrzegałem chłopaków, że w związku z tym czeka nas naprawdę trudne spotkanie - relacjonuje Kurowski podkreślając, że jego zespół na skutek urazów stracił kilka ważnych atutów, w ciągu ostatniego tygodnia kłopoty zdrowotne nękały bowiem Michała Szybę, Krzysztofa Łyżwę i Krzysztofa Tylutkiego (wszyscy mecz rozpoczęli na ławce rezerwowych).

Sobotnie spotkanie rozpoczęło się dla puławian znakomicie, gospodarze prowadzili 5:1 i 7:3, później do głosu doszli jednak rywale. - Start rzeczywiście mieliśmy bardzo dobry, czas wziął jednak trener Zagłębia, co podziałało na rywali mobilizująco. Zdołali nas dojść i dalej cały mecz toczył się na styku. Na szczęście udało się wygrać, zrobiliśmy swoje i jesteśmy na piątym miejscu - cieszy się Szyba, który na parkiecie pojawił się dopiero po przerwie.

Z tym, że wynik cały czas był na styku, zgodzić się jednak trudno, bo w drugiej części gry to lubinianie zaczęli budować bramkową przewagę. Przez kwadrans różnica pomiędzy obiema ekipami oscylowała w okolicach trzech, czterech trafień, świetne zmiany dali jednak Łyżwa i Maciej Stęczniewski, dzięki czemu w końcówce puławianie dogonili Miedziowych, finalnie rozstrzygając losy spotkania na swoją korzyść.

- W perspektywie play-off przebieg meczu bardzo mnie cieszy. Niejednokrotnie bywało już tak, że przegrywając kilkoma bramkami młodzi spuszczali głowy z przekonaniem, że strat nie da się odrobić, tym razem pokazali jednak, że mają charakter i zawsze chcą walczyć o zwycięstwo. To spotkanie udowodniło, że potrafimy się podnieść - podkreśla Kurowski.

Co ciekawe, mobilizująco na puławian wpłynęły... doniesienia z Zabrza, gdzie do przerwy NMC Powen prowadził z Vive. -  Jak usłyszeliśmy o tym wyniku, to wyzwoliła się w nas jeszcze większa złość i determinacja, żeby spotkanie z Zagłębiem rozstrzygnąć na swoją korzyść i utrzymać piątą lokatę - nie kryje doświadczony Artur Witkowski. - To szóste miejsce na pewno byłoby niemiłą niespodzianką, ostatecznie zdołaliśmy jednak zwyciężyć - dodaje Szyba.

Dzięki pokonaniu Zagłębia puławianie utrzymali piątą lokatę, kończąc fazę zasadniczą z dorobkiem dwudziestu czterech oczek. Od momentu awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej więcej punktów mieli tylko raz, w sezonie 2007/08, gdy do rundy play-off przystępowali z najniższego stopnia podium.

Źródło artykułu: