Stal przegrała na własne życzenie

Brak skuteczności i indywidualne błędy zaważyły na tym, że Tauron Stal Mielec uległa Azotom Puławy. O awansie zadecyduje trzeci mecz.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Mielczanie nie przegrali z Azotami trzech kolejnych spotkań i kibice drużyny Ryszarda Skutnika jechali do Puław z nadzieją na to, że ich zespół już na parkiecie rywala zdoła sobie zapewnić awans do półfinału mistrzostw Polski. Rzeczywistość była jednak daleka od oczekiwań, bo choć początek meczu szczypiorniści Tauron Stali mieli wyśmienity, to w drugiej części gry nie potrafili już dotrzymać kroku zdeterminowanym gospodarzom.

Pierwsze minuty były bardzo wyrównany, obie drużyny do siatki rywala trafiali seryjnie, a jako, że mniej błędów popełniali mielczanie, to oni w pewnym momencie mieli nawet cztery bramki przewagi. - W pierwszej połowie wszystko nam jakoś układało, przy stanie 14:10 graliśmy w przewadze i to był kluczowy moment meczu, bo nie zdołaliśmy wykorzystać czterech czy pięciu sytuacji sam na sam z bramkarzem - relacjonuje Adam Babicz.
Mielczanie nie dali rady Azotom Mielczanie nie dali rady Azotom
Mielczanie zmarnowali kilka kontrataków, świetnie w bramce Azotów pokazał się Kiril Kolev i jeszcze przed przerwą gospodarze zbliżyli się do Stali na jedno trafienie. - Gdybyśmy wówczas byli bardziej skuteczni i zdołali odskoczyć to podejrzewam, że może nie zapewniłoby nam to jeszcze zwycięstwa w meczu, ale na pewno zmieniło obraz spotkania, po przerwie przede wszystkim gralibyśmy bardziej na luzie - nie ma wątpliwości doświadczony Rafał Gliński.

To, co zawiodło pod koniec pierwszej części gry, szwankowało także po przerwie. - Nie wykorzystywaliśmy stuprocentowych sytuacji i to się zemściło. Nie da się wygrać spotkania, marnując bodajże dwanaście kontrataków - martwi się Babicz. Z kolegą z zespołu zgadza się Marek Szpera. - Oddaliśmy pole gry puławianom po swoich błędach, a na wyniku zaważyły ostatnie minuty pierwszej połowy. Gdybyśmy wówczas byli bardziej skuteczni, byłoby po meczu - wyjaśnia zawodnik mieleckiej siódemki.

Gracze Skutnika marnowali dobre sytuacje, nie było to jednak jedyną przyczyną wysokiej porażki. Zwłaszcza w pierwszej połowie mocno rozczarowani bramkarze, a po kilkunastu minutach swawoli - gdy prowadzący Azoty Marcin Kurowski postanowił zagrać agresywniejszą defensywą - mielczanie zaczęli się też gubić w ataku pozycyjnym.
- Oddaliśmy pole rywalom - przyznaje Szpera - Oddaliśmy pole rywalom - przyznaje Szpera
- Po dobrym początku w dalszej części meczu grało nam się faktycznie coraz ciężej, bo rywale postawili mocną obronę i przez to zaczęliśmy gubić piłki. Ogólnie drugą połowę zagraliśmy kiepsko - przyznaje Babicz. On i koledzy po przerwie rzucili ledwie siedem bramek, z czego większość padła po rzutach karnych egzekwowanych przez Glińskiego. Doświadczony zawodnik pomylił się tylko raz, w dość istotnym momencie, gdy zatrzymał go wprowadzony na parkiet kilkanaście sekund wcześniej Piotr Wyszomirski.

- Spodziewaliśmy się, że puławianie nie odpuszczą, bo ten mecz to była dla nich ostatnią szansą. W drugiej połówce się na nas rzucili, a my nie potrafiliśmy zamieniać na gole czystych pozycji. Nasza skuteczność raziła, rywal to wykorzystał i mecz zakończył się tak, jak się zakończył - podsumowuje Dariusz Kubisztal. Losy awansu rozstrzygnie więc spotkanie trzecie. Decydujący mecz odbędzie się w Mielcu we wtorek o 18:00.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×