Te słowa nie mają nic wspólnego z prawdą - rozmowa z Mateuszem Zimakowskim, bramkarzem Techtransu Elbląg

Szczypiorniści Wójcik Meble-Techtransu Elbląg pożegnali się w miniony weekend z pierwszoligowymi rozgrywkami. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl bramkarz elblążan, Mateusz Zimakowski, odpowiada m.in. o powodach swojej nieobecności w drugiej części sezonu oraz odpiera zarzuty byłego kolegi z bramki BKS-u Stalprodukt Bochnia, Jarosława Guta.

Maciej Wojs: W minioną sobotę Techtrans Elbląg pożegnał się z pierwszoligowymi rozgrywkami, przegrywając wyjazdowy pojedynek w Lesznie. Przed rozpoczęciem sezonu cele zespołu były chyba jednak zgoła odmienne?

Mateusz Zimakowski: Z pewnością w planach przedsezonowych żadnej z drużyn nie ma mowy o spadku. W Elblągu cele były ambitne, niestety zostały boleśnie zweryfikowane.

Jak przyjęliście ten spadek? Od dłuższego czasu to widmo wisiało nad wami, jednak chyba nadal wierzyliście w ostateczne korzystne rozstrzygnięcie?

- Dla każdego z zawodników spadek z ligi jest trudny do przyjęcia. Niestety, w sporcie zdarzają się takie niepowodzenia, trzeba jednak wyciągnąć z nich wnioski. Dopóki były choćby matematyczne szanse, wiara w optymistyczne rozstrzygnięcie nam towarzyszyła.

Zostaniesz w Elblągu pomimo spadku do II ligi, czy będziesz szukał sobie nowego pracodawcy w wyższej lidze?

- Trudno powiedzieć co będzie za parę miesięcy. Póki co trzeba skoncentrować się na treningach oraz dwóch meczach, które pozostały do końca sezonu. Nie ukrywam, że gra w drugiej lidze nie jest zbyt atrakcyjnym rozwiązaniem. Nie można jednak żadnej możliwości wykluczać.

Mateusz Zimakowski w bramce Techtransu Elbląg
Mateusz Zimakowski w bramce Techtransu Elbląg

Dla ciebie ten sezon jest chyba wręcz fatalny. Po świetnych poprzednich rozgrywkach w Bochni, w tym roku opuściłeś początek sezonu i jego końcówkę. Jakie były tego powody?

- Rzeczywiście, ten sezon był dla mnie bardzo pechowy. W dotychczasowej karierze nie byłem zmuszony do opuszczenia takiej liczby spotkań. Niestety, urazy są częścią tej dyscypliny sportowej i trzeba się z nimi liczyć. Powodem absencji był uraz mięśnia dwugłowego uda, którego doznałem w trakcie jednego z meczów. Najprawdopodobniej w tym tygodniu wrócę do treningów i postaram się pomóc drużynie w pozostałych meczach.

Jak oceniasz te przenosiny z Bochni do Elbląga? To była jedyna propozycja jaką otrzymałeś, czy może ktoś jeszcze był zainteresowany usługami Mateusza Zimakowskiego?

- Z pewnością w Bochni panowała fantastyczna atmosfera dla piłki ręcznej. Ciężko mi porównywać te kluby, tym bardziej w świetle wyniku sportowego. W momencie rozwiązania bocheńskiej drużyny okres transferowy dobiegał końca, dlatego siłą rzeczy liczba propozycji była ograniczona. Wtedy podjąłem decyzję o przejściu do elbląskiej drużyny i nie zastanawiam się nad tym co by było, gdyby ta decyzja była inna.

Wydaje mi się, że żal było odchodzić ci z Bochni, w której nie dość, że szybko wyrosłeś na czołową postać zespołu, to stałeś się także ulubieńcem publiczności.

- Faktem jest, że drużyna z Bochni była jednym z niewielu pierwszoligowych klubów, w którym można było poczuć się wyjątkowo. Jak już kiedyś wspominałem, gra dla takich kibiców była zaszczytem. Zarówno oprawa widowiska sportowego, jak relacje pomiędzy zawodnikami a trenerem Taborem były wręcz wzorowe. Trzeba jednak patrzeć przed siebie, choć Bochnię zawsze będę wspominał z sentymentem.

Zimakowski w meczu przeciwko Wolsztyniakowi Wolsztyn
Zimakowski w meczu przeciwko Wolsztyniakowi Wolsztyn

W bocheńskim zespole nie wszystko było jednak chyba tak różowe, jak się wydaje. Jarosław Gut, jeden z ówczesnych bramkarzy BKS Stalprodukt wyznał w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl: "Spory udział w tym (odejściu z klubu) mieli byli koledzy z bramki, sugerując kierownictwu, że zabieram im czas treningu przeznaczony dla nich i tym samym trzy miesiące biegałem z uporem maniaka po linoleum z boku boiska, by sobie i komuś udowodnić swoją przydatność". Ustosunkujesz się do tych słów?

- Jestem zaskoczony takimi słowami, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Obawiam się, że są to słowa sfrustrowanej osoby, która szuka winnych własnego niepowodzenia. Teza stawiana przez Jarosława Guta jest najzwyczajniej niesprawiedliwa i krzywdząca. Nie wiem jakie były jego formalne relacje z klubem, natomiast w momencie jego pojawienia się było trzech zakontraktowanych bramkarzy. Z tego co pamiętam brał udział w normalnych treningach, natomiast relacje pomiędzy Jarosławem Gutem a klubem wybiegają poza moje wiadomości i kompetencje.

Rozumiem, aczkolwiek jego słowa dość mocno uderzają w waszą trójkę (Zimakowski, Michalczuk i Węgrzyn - przyp. red.). Czy rzeczywiście z waszej strony pojawiały się jakieś sygnały do kierownictwa klubu dotyczące Guta?

- Nie jestem w stanie wypowiadać się za wszystkie wymienione osoby. Proszę jednak wyobrazić sobie podobną sytuacje. W mojej ocenie absurdalna jest wizja, w której jedni zawodnicy prowadzą rozmowy z kierownictwem na tematy personalne innych zawodników. To nie koledzy z zespołu decydują czy ktoś jest potrzebny drużynie, czy też nie. Jeżeli taka sytuacja miała miejsce, dlaczego nie została poruszona od razu, tylko po upływie minimum dziesięciu miesięcy? Reasumując, cała ta sprawa to niepoparte niczym domysły i spekulacje rozgoryczonej osoby.

Źródło artykułu: