Puławianie długo kontrolowali wynik rewanżowego meczu, utrzymując nad rywalem kilka bramek przewagi. W grze gospodarzy roiło się jednak od błędów i indywidualnych pomyłek, zawodnicy Kurowskiego raz po raz tracili w strefie środkowej proste piłki i gdyby nie świetna dyspozycja Piotra Wyszomirskiego, zamiast pięciu bramek przewagi, do szatni szczypiorniści Azotów w najlepszym wypadku schodziliby z rezultatem remisowym.
- Takie błędy są najbardziej deprymujące. W pierwszej połowie przytrafiło nam się kilka niewymuszonych strat bez obrońców, piłka podawana z trzech metrów była wyrzucana w nogi czy na aut. To wszystko od razu odbija się na wyniku i chwała Piotrkowi za tą pierwszą część gry, gdzie obronił bodajże cztery sytuacje sam na sam, bo mogliśmy nawet przegrywać - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Kurowski.
Jego zespół rozegrał jedno ze słabszych spotkań w tym sezonie, choć spory udział miała w tym ambitnie grająca Miedź, która wiary w sukces nie traciła do samego końca. Legniczanie walczyli ofiarnie i dzielnie, w pewnym momencie zdołali nie tylko wyrównać stan dwumeczu, ale nawet objęli w nim prowadzenie, przebieg końcowych minut naznaczyło jednak doświadczenie oraz Dmitrij Afanasjew, który zaliczył swój najlepszy występ od wielu miesięcy.
- To nie był pierwszy mecz, w którym mając zdecydowaną przewagę, na własne życzenie ją roztrwoniliśmy, doprowadzając do nerwowej końcówki - irytuje się Kurowski. - W ostatnich minutach często o sukcesie decyduje szczęście, bo nie wszystko można przewidzieć, zaplanować i wybronić. Parę podobnych spotkań już w tym sezonie mieliśmy i z pewnością jest to element, nad którym trzeba sporo popracować - mówi trener Azotów.
Choć puławianie w sobotę walczyli jedynie o prawo do gry w meczu o piąte miejsce, znaczące piętno na ich postawie odcisnęły... nerwy. - One są zawsze, gdy zawodnik wychodzi na parkiet. To był w dodatku mecz z gatunku tych, które po prostu trzeba wygrać, a takie gra się najtrudniej - wyjaśnia szkoleniowiec nadwiślańskiej siódemki. - Rywale nie mieli nic do stracenia, oni wchodząc do ósemki zrobili już swoje. Takiemu zespołowi gra się zupełnie inaczej - dodaje Kurowski.
Z trenerem zgadza się jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze Azotów, Artur Witkowski. - Stawka była większa, bo walcząc o to piąte miejsce, musieliśmy wygrać, stąd wzięła się nerwowość i straty prostych piłek. Na pewno nie zjadł nas stres, ale przed takimi meczami zawsze jest niepewność. Piłka ręczna to gra błędów i kto zrobi ich więcej, przegrywa - mówi puławski rozgrywający.
Jego zespół w starciu o piąte miejsce zmierzy się z NMC Powenem Zabrze. Ekipa Bogdana Zajączkowskiego jest w tym sezonie jedną z naczelnych rewelacji PGNiG Superligi i z sobotnią formą puławianie w meczu z beniaminkiem nie będą mieli czego szukać. - Zabrzanie są na fali i dobrze się prezentują, na szczęście spotkanie rewanżowe gramy u siebie. Mam nadzieję, że publiczność pomoże nam w zdobyciu piątego miejsca na osłodę tego sezonu - podsumowuje Witkowski.