SPR Lublin nie traktuje meczów z AZS Politechniką Koszalińską z przymrużeniem oka, co udowodnił już w sobotę, gdy rozgromił rywalki 41:20. Gospodynie udokumentowały przewagę w drugiej połowie, do czego walnie przyczyniła się świetna postawa w defensywie. - Sobotni mecz był dla nas troszkę łatwiejszy. Wygrałyśmy dużą różnicą bramek. Grałyśmy bardzo dobrze w obronie. Bramkarki obroniły około 65 procent strzałów - to naprawdę wyśmienicie. Z tego wyszło dużo kontrataków, z których rzuciłyśmy aż 20 bramek - analizuje Agnieszka Kocela.
Dzień później przeciwniczki okazały się bardziej wymagające. Długo dzielnie dotrzymywały kroku SPR-owi, ale nie potrafiły przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Zmarnowały tę szansę za sprawą kiepskiej gry w końcówce. - W niedzielę było troszeczkę trudniej. Zespół z Koszalina musiał troszkę spiąć się po sobotniej porażce. Widać było, że bardzo chciał wygrać. Rywalki goniły nas cały czas, ale wynik jest korzystny dla nas i jesteśmy z tego bardzo zadowolone - przyznaje 24-letnia skrzydłowa.
Niewiele zabrakło, by koszalinianki dopięły swego. Na początku drugiej połowy niedzielnego meczu rządziły na parkiecie, jednakże szczytem ich możliwości okazało się doprowadzenie do stanu 19:18 dla SPR-u. Gospodynie wzięły sprawy w swoje ręce i otrząsnęły się z letargu, bezapelacyjnie zwyciężając po raz drugi. - Był to pewien przestój. Ciężko grać przez 60 minut na tym samym, wysokim poziomie. Na szczęście szybko pozbierałyśmy się po tym naszym dołku, wróciłyśmy na dobre tory i udało nam się wygrać. Nastroje są bardzo dobre. Zrealizowałyśmy to, co miałyśmy wykonać - uważa Kocela.