Rozpoczęło się zgrupowanie kadry...
- Mamy dwanaście dni treningowych. Przez pierwszych 5-6 dni kładziemy większy nacisk na aspekty fizyczne, czyli zajęcia w grupie, praca nóg z piłką, sporo biegania, jednocześnie łączenie tego z taktyką, poprawiania niektórych rzeczy. Dużo nowych nie wprowadzamy, próbujemy pozmieniać niektóre sprawy i ułożyć grę tak, aby zmylić rywala na tyle, na ile przeciwnik pozwala. Trudno w ciągu dwunastu dni wprowadzić coś nowego. Musimy dopracować te rzeczy, które już teraz funkcjonują. Zaczęliśmy robić 2-3 nowe elementy, ale trzeba popracować jeszcze 5-6 treningów w grupie, bo to zawodnicy grają a nie my. Pomysły mamy, ale pozostaje kwestia wcielenia ich w życie na boisku.
Może Pan coś więcej powiedzieć o turnieju w Danii?
- Zagra z nami Dania, Islandia i Norwegia. Obsada jest silna, ale my traktujemy to jako bardzo mocny trening. Będą tam też treningi przed południem. Oczywiście będziemy starali się wygrać każdy mecz, bo po to się wychodzi na boisko, ale najbardziej mi zależy na tym, aby pewna grupa ludzi dostała większe obciążenia, a szczególnie ci, którzy nie grali zbyt dużo w klubach aby zobaczyć, jak reagują w cyklu trzydniowym. Tam gramy tak jak w Mistrzostwach Europy, czyli 3 dni pod rząd.
Ilu zawodników odpadnie z zgrupowania w Gdańsku?
- Jesteśmy tutaj dwudziestką, odpadnie czwórka. Jest kilka lekkich kontuzji i dolegliwości, które po kilku dniach powinny być wyleczone, dlatego właśnie grupa jest szersza. W zeszłym roku byliśmy dziewiętnastką, teraz jesteśmy dwudziestką. W końcówce doszedł Daniel Żółtak, gdyż Artur Siódmiak borykał się z problemami i do Danii nie pojedzie - potrenuje z AZS-em w Gdańsku. Drobne problemy ma też Karol Bielecki, ale mamy wystarczająco dużo zawodników, aby dzielić to obciążenie. Rano robiliśmy mały test, aby zobaczyć jak organizmy dochodzą do siebie po minucie przerwy i wyglądało to pozytywnie. Zobaczymy co będzie dalej.
Jak Pan ocenia grupę na Mistrzostwach Europy, w której będzie grała Polska?
- Każda grupa na Mistrzostwach Europy jest bardzo mocna, bo europejskie zespoły dominują w piłce ręcznej. Może Korea, czy niektóre kraje afrykańskie nawiązują do tej walki, natomiast Mistrzostwa Europy to taki turniej, w którym każdy mecz może być finałem. Z grupy wychodzą trzy zespoły. My mamy trzech przeciwników, których nie trzeba przedstawiać. Słyszałem, że Czesi są słabszym zespołem, jednak zwróćmy uwagę ilu zawodników z pierwszej szesnastki tej reprezentacji gra w Bundeslidze - piętnastu. My tylu nie mamy. Jeśli chodzi o Chorwacje i spekulacje, że zabraknie tam kluczowych zawodników - nie wierzę w to. Zobaczymy jak to będzie wyglądało przed meczem. To bardzo dobry zespół, mentalność bałkańska, jednak gdy przyjdzie moment walki to wiem, że będą bardzo mocni. Mamy po raz pierwszy od 28 lat szansę na Olimpiadę, a zespoły naszych rywali uczestniczyły w olimpiadach w tym czasie. To jest też dla nich cel. Nie zapominajmy też o celach przeciwników.
Deklaruje Pan, że jedziecie po Mistrzostwo Europy do Norwegii?
- Cel jest na pewno jasny, zespół też odważnie o tym mówi i nie ma się czego wstydzić, tylko nie zapominajmy że jest tam szesnaście zespołów i tylko Białoruś będzie debiutowała. Inne reprezentacje już grały na takich imprezach i osiągnęły dużo więcej niż nasz zespół. Medale są tylko trzy i walka o te medale będzie na pewno bardzo zażarta.
Wy jesteście jednak wicemistrzami świata...
- Oczywiście, to zobowiązuje, jednak to zobowiązuje z dwóch stron. Z jednej musimy potwierdzić swój wynik, zaś z drugiej trzeba szanować każdego przeciwnika, bo będą oni nam stawiać jeszcze większe wymagania.
Co z Pana pracą w klubie?
- To jest rok olimpijski. Jeśli będzie trzeba, to rozmowy dotyczące mojej pracy w klubie będą się zaczynać w granicach lipca-czerwca. Czy wierzę w powrót do Polski? W sporcie, a szczególnie w pracy trenerskiej jest tak, że nie można myśleć długoterminowo.
Drużyna będzie grała w Gdańsku. Czym to jest dla Pana?
- Ja jestem spod Gdańska, w ostatnich latach mieszkałem w Tczewie. W samym Gdańsku mieszkałem wiele lat i zawsze się cieszę jak mogę tutaj być. Może teraz będę częściej, ale mamy problem z halami, gdyż jest tylko jedna mała hala na AWF-ie. Na początku zeszłego roku niektórzy kadrowicze mocno przeżywali, że grają na halach gdzie wchodzi ponad 10 tysięcy ludzi, gdyż tego w kraju brakuje. Mam nadzieję, że władze Gdańska szybko zbudują tą wielką halę. Projekt, który widziałem jest naprawdę wspaniały i taki obiekt będzie wspaniały dla sportu na Wybrzeżu, że powstaje nie tylko stadion ale i hala, której region bardzo potrzebuje (hala na granicy Gdańska i Sopotu, która ma mieścić 15 tysięcy ludzi ma zostać ukończona jeszcze w tym roku dop. red.)
Hala Wybrzeża w tym roku ma być wyburzona...
- Podchodzę do niej z pewnym sentymentem. Kończąc karierę w GKS-ie Wybrzeże wyjeżdżałem wtedy, kiedy halę oddawano do użytku. Tam zagrałem tylko kilka spotkań z reprezentacją. Daniel Waszkiewicz prowadził na niej młody zespół GKS-u, gdzie grali Wleklak, czy Lijewscy, miał możliwość pracy na tej hali. Zmiany, które nastąpiły w kraju sprawiły, że kraj się mocno rozwija ekonomicznie i jest w Polsce ogromne zapotrzebowanie na sport. Muszę przyznać, że po moich częstych kontaktach w kraju z ludźmi zajmującymi się sponsoringiem Gdańsk i w ogóle całe Trójmiasto nie jest w ścisłej czołówce patrząc na piłkę ręczną. Jest koszykówka, ale w Sopocie i Gdyni, jest to trochę inna liga finansowa (śmiech dop. red.) Jest piłka nożna - Arka i Lechia. Trójmiasto ma wielkie tradycje sportowe, natomiast nie do końca wszystko wychodzi. Dobrze, że jest AZS i ktoś taki jak profesor Czerwiński, dzięki któremu istnieje ten zespół, jednak jest to bardzo młody zespół, który bardzo potrzebuje pomocy.
Zaczynał Pan swoją karierę pod okiem słynnego szkoleniowca Wybrzeża, Leona Walleranda. Czy Pan czerpał z niego nauk jakieś wnioski, które wykorzystuje Pan jako trener teraz?
- To są trzy różne ery. Ja swoją karierę zaczynam Gdańskowi i Wybrzeżu. Miałem możliwość gry z wielkimi zawodnikami - nie szukając daleko - Nowak Panas, Popielarski, czy Daniel Waszkiewicz, a także Wiesiek Goliat i wielu innych szczypiornistów. Pracowałem też z różnymi trenerami. Jako młody człowiek oczywiście z profesorem Wallerandem, ale miałem też to szczęście, że jako juniora prowadził mnie trener Steinke, reprezentant Polski. To było moje szczęście jako zawodnika. Później gdy rozwinęła się moja kariera miałem możliwość pracy z innymi trenerami, poznać inne szkoły, formę mentalną szkolenia zawodników i to na pewno również owocuje. Tutaj uczymy się cały czas. Im więcej człowiek zdobywa wiedzy tym bardziej zdaje sobie sprawę ze swoich braków, także nie jest tak że w tej chwili wszystko jest super. Ja jako trener uczę się też.
Był Pan w tej złotej erze Wybrzeża. Wielokrotne Mistrzostwo Polski, dwukrotny udział w finale Klubowego Pucharu Europy. Jak Pan to wspomina?
- Kibice często pamiętają o sukcesach i o nich dużo mówią. Według mnie jednak sport jest taką dziedziną życia, że w tej chwili naszą legendą jest to, co się dzieje w danym momencie. W reprezentacji legendę tworzą właśnie ci chłopcy, nie Wenta i Waszkiewicz a oni, to oni budują wynik, za jakiś czas będą inni. Czasy które były minęły. Miło jest powspominać, jednak w kraju potrafimy właśnie dużo wspominać i zapominamy, że życie idzie do przodu. To co było w zeszłym roku jest daleką przeszłością.
W tym roku po jedenastu latach reaktywowała się koszykarska sekcja Wybrzeża. Jest szansa, że kolejną reaktywację, tym razem dziesięciokrotnych Mistrzów Polski w piłkę ręczną?
- Podobnie jak w innym gdańskim klubie Spójni - jest szansa. Duże szczęście mają dziewczyny, że od lat grają w tym samym klubie, na dobrym poziomie i walczą o Mistrzostwo Polski. Chciałbym aby spełniło się to, o czym parę lat temu myślał Daniel Waszkiewicz, czyli zrobienie wyniku również z mężczyznami. To jest przede wszystkim konsekwencja, praca i cierpliwość. Dziś sport to przede wszystkim pieniądze. Może nie muszą być one takie wielkie, ale być muszą. Jeżeli młodzi chłopcy z AZS-u zrobią w tym roku jakiś wynik, to napewno zgłoszą się po nich inni, którzy mają więcej i to jest ten problem. Nie będzie kontynuowania pracy rozpoczętej wcześniej. Dziś zespołów się nie buduje na poziomie europejskim tylko się kupuje.
Tak samo było też z Wybrzeżem w 2001 roku, które również było zbudowane na przyszłość a obecna kadra opiera się na tych zawodnikach...
- Po trzech Mistrzostwach Polski Płock wykupił zespół. Sport jest taką dziedziną życia, że uprawia się go niekiedy kilkanaście lat, a nieraz bardzo krótko i sportowcy też myślą o swoich apanażach.