Krzysztof Kempski: Jest czego żałować po spotkaniu z Ruchem, bo można było zdobyć w tym meczu jakieś punkty. Niestety spotkanie miało podobny przebieg jak to z Tczewem.
Dariusz Molski: My nie zagraliśmy po raz kolejny w ataku. Raziliśmy bardzo dużą nieskutecznością. W obronie w pierwszej połowie to jeszcze naprawdę fajnie wyglądało, natomiast samą obroną się nie wygra. Nawet z tej obrony jak wyprowadzaliśmy kontrataki to były one albo przerywane, albo zatrzymane, albo po prostu błędnie wyprowadzone. W drugiej połowie było widać jak ten kontratak szwankował. Były sytuacje na jego wyprowadzenie, po drodze był jednak on zatrzymywany, zawsze któreś ogniwo zawodziło. To jest materiał do pracy.
Tak jak pan powiedział, obrona w pierwszej połowie jeszcze wyglądała całkiem poprawnie, w drugiej jednak coś się zacięło. Przeciwniczki zaczęły zdobywać łatwe bramki i powstała taka przewaga, której pana podopieczne już nie zdołały odrobić.
- Zabrakło celności z dobrych pozycji i bramek. Nadzialiśmy się na kontry. To kosztuje sporo zdrowia. Myśmy generalnie wracali, za powrót do obrony i za organizację gry w defensywie nie mam pretensji. Były 2-3 sytuacje gdzie wkradł się bałagan, ale generalnie te kontrataki Ruchu przerywaliśmy i kasowali. W końcówce, tak jak powiedziałem wcześniej, jak się gra cały mecz w obronie, to tego zdrowia zacznie brakować. W ataku zawsze gra się troszkę lżej. My nie wykorzystaliśmy tej gry, żeby to zrównoważyć i w ataku zagraliśmy niefrasobliwie, oddawaliśmy rzuty nieskuteczne i często zbyt szybko.
Zespół czeka teraz prawie 3-tygodniowa przerwa w rozgrywkach. Jest czas, by poprawić mankamenty w grze Pogoni Baltica. Potem będą już mecze z samą czołówką ligi. KPR też można przypisać do takich mocnych drużyn w tym sezonie.
- KPR jest bardzo mocnym zespołem. To jest mój faworyt, który w tym roku będzie się zaliczał do ścisłej czołówki. Gra bardzo dobrze, a tamte firmy, z którymi zagramy wcześniej są uznane. Wolę im się jakoś przeciwstawić, powalczyć, pokazać ten nasz lwi pazur, który w tym meczu był tylko w obronie i gdzieś do 45 minuty. Ja nie mówię, że dziewczyny nie walczyły. Natomiast zabrakło, jak to któryś z panów już powiedział, trochę urozmaicenia w ataku. Ja już wiem dlaczego tego zabrakło. Natomiast wymaga to dalszej analizy i poprawy, bo to są błędy, które mogą nas kosztować dużo punktów.
Ma pan już plan jak zagospodarować te 3 tygodnie przerwy?
- Miałem, ale on się zawalił. Plan legł w gruzach, że tak powiem. Trzeba szybko zmontować nowy, zdecydowanie inny niż ten, który był zaplanowany. Ten mecz pokazał nam, w jakim miejscu jesteśmy i ile mamy do poprawienia. To będzie czas na to, żeby spokojnie popracować nad tymi elementami, które tego dnia u nas zawodziły.
Daje się zauważyć, że stosunkowo ciężko wchodzi w ten sezon nie tak dawna liderka kieleckiej ekipy Stefka Agova.
- Ona przez cały sezon przygotowawczy borykała się z kontuzjami. Praktycznie go nie przepracowała. Dopiero teraz wchodzi do zespołu. Jej czas nadejdzie. Stefka jest dopiero drugi tydzień w treningu. Jak nie była noga to palec, jak nie mogła biegać, ruszyć się, to ćwiczyła górę, że tak powiem. Jak nie mogła ćwiczyć góry to trenowała dół i tak dalej. To wszystko gdzieś było takie niejednorodne i niespójne, a z piłką miała najmniej do czynienia z powodu kontuzji prawej ręki. Tak samo Sylwia Piontke. To jest dziewczyna, która też w tym samym czasie wróciła do zespołu. Wcześniej zaczęła okres biegania, ale to jest rehabilitacja. Na chwilę obecną nie są one w pełni sprawne. Protokół przewiduje 16 nazwisk, myślałem, że te dziewczyny zaistnieją chociaż dwoma, trzema rzutami takimi, które potrafią oddać. To też się jednak nie udało.
Ruch Chorzów wydaje się być w miarę niską drużyną, grając w ofensywie można to było wykorzystać, a tym czasem u gospodyń wyraźnie brakowało takiego mocnego rzutu z dystansu.
- Jest jednak zespołem jednorodnym, a u nas jest jedna "wieża", że tak powiem. Nasze "strzelby" nie są jeszcze gotowe.
Widać brak Volhy Piatrovej, bo ona jest właśnie taką zawodniczką, która ma dobry rzut z dystansu i często takim zagraniem zdobywała ważne bramki.
- Nie ukrywajmy, jest tak jak pan powiedział. Brakuje tego rzutu z dystansu. Jak on już jest to niekoniecznie w bramkę. Stąd jeżeli obrona funkcjonuje, a nie wyprowadzamy z tego kontry to potem tak to wygląda. W tym ataku pozycyjnym już zbyt wiele nie dorzuciliśmy. Inaczej to wyglądało z Nowym Sączem, ale to był inny mecz. To było tydzień wcześniej. Każdy mecz jest inny. Żaden się nie powtarza i nie ma co liczyć, że historia się powtórzy.
Kiedy możemy się spodziewać powrotu na parkiet tych kontuzjowanych piłkarek?
- Może w styczniu. Musimy grać tym co mamy. Szkoda, że ten mecz tak się ułożył jak się ułożył. Szkoda, że my byliśmy tak nieskuteczni. Gdybyśmy dorzucili w tej pierwszej połowie to, co mieliśmy dorzucić to by ten mecz mógł inaczej wyglądać. Nasza obrona naprawdę nieźle funkcjonowała. Podejrzewam, że gdybyśmy przetrzymali trochę dłużej to byłoby inaczej. Powtórzyliśmy ten sam błąd jak przed ponad dwoma tygodniami. Raziliśmy nieskutecznością.
W lekkim dołku wydaje się być obecnie najbliższy rywal Pogoni - KGHM Metraco Zagłębie Lubin.
- To jest firma. To jest zespół, który grać umie na pewno, to po prostu widać. Nic więcej o nim mówić już nie trzeba.