Bochnianie nie byli faworytami tego spotkania, niemniej jednak chyba nawet najwięksi pesymiści nie spodziewali się ujrzeć tego, co gracze z "Solnego Grodu" faktycznie zaprezentowali...
Gdyby mecz trwał trzydzieści minut, to bochnianie wprawdzie i tak by przegrali, ale przynajmniej do zaprezentowanego przez siebie stylu gry nie musieliby mieć aż tylu nurtujących pytań, które na pewno zaprzątnęły im głowy po końcowym gwizdku. Ekipa MOSiR-u prezentowała się naprawdę dobrze tylko w pierwszej fazie spotkania, a każda kolejna minuta konfrontacji z sandomierską Wisłą mocno zacierała to dobre wrażenie z pierwszych dwudziestu minut.
A początek był naprawdę dobry dla gospodarzy. W bocheńskiej bramce udanymi interwencjami popisywał się Krzysztof Serwatka, bardzo dobrze w ofensywie radził sobie Adrian Najuch, a i Mateusz Zubik straszył rywala swoimi rzutami. Tym samym, w dziewiątej minucie MOSiR miał już 3 oczka przewagi nad Wiślakami (6:3) i wydawać się mogło, że kontroluje sytuację na boisku. Jednak wraz z nastaniem dziesiątej minuty konsekwentnie wypracowana przewaga bochnian poczęła się topić - nawet nie tyle pod wpływem wzmożonego ataku sandomierzan, co pod wpływem błędów popełnianych przez miejscowych graczy. Jeszcze do dwudziestej minuty bochnianie walczyli "łeb w łeb" z ekipą SPR-u, ale kolejne akcje ani chwały, ani tym bardziej bramek bochnianom nie przynosiły.
Podopieczni Ryszarda Tabora wyraźnie nie mieli pomysłu na wykańczanie akcji, a gdy już nadarzyła się okazja by oddać rzut na bramkę przeciwnika, piłka najczęściej trafiała wprost w wiślackiego golkipera. Nie udawało się go pokonać ani ze skrzydeł, a i trzeba przyznać, że na skuteczne rzuty z koła nie mieli zbyt wielu okazji zawodnicy Arcomu. Z kolei sandomierzanie radzili sobie na bocheńskim parkiecie wręcz wyśmienicie. Nie tylko zamieniali na bramkę niemal każdą stuprocentową sytuację, ale co więcej - nawet gdy bochnianie testowali na nich kolejne formy obronnego ustawienia - i tak potrafili bez większych problemów przenikać przez te pozornie zwarte szyki bocheńskich defensorów.
Przewaga ekipy prowadzonej przez Adama Węgrzynowskiego w 46. minucie wynosiła nawet 12 oczek (rezultat 22:34) i gdyby nie fakt, że Wiślacy zaczęli się w końcówce mylić, to prawdopodobnie sympatycy bocheńskiej ekipy musieliby przełknąć gorycz jeszcze wyższej porażki.
MOSiR Arcom Bochnia - SPR Wisła Sandomierz 33:42 (16:22)
MOSiR: Serwatka, Węgrzyn - Zubik 8, Imiołek 5, Karwowski 5, Najuch 4, Pach 3, Pamuła 3, Tacik 2, Malinowski 1, Spieszny 1, Wełna 1.
Wisła: Skowron, Wójcik - Sadecki 9, Werstler 7, Kamiński 6, Gach 4, Kubisztal 4, Ogrodnik 4, Pawelczyk 3, Szklarski 3, Guz 1, Teterycz 1.
Kary: MOSiR - 12 min, Wisła - 10 min.
Sędziowali: Wojciech Bloch oraz Jacek Uryga.
Widzów: 120.