Opolanie twierdzili, że zwycięstwo nad beniaminkiem z Tarnowa jest ich obowiązkiem. Mimo iż cel osiągnęli, to ze swojej postawy nie byli zadowoleni. Grali nerwowo, nieskutecznie i gdyby nie świetna dyspozycja bramkarza Sławomira Donosewicza, mecz mógł się potoczyć różnie. - Nadal znajdujemy się na etapie zgrywania, stąd tyle niedokładności w naszych poczynaniach - oceniał rozgrywający Gwardii Paweł Adamczak. - Staramy się, by wszystko wychodziło jak najlepiej, ale na razie skutek jest średni. Ponieważ jesteśmy uważani za faworytów, to ciąży na nas presja. Musimy sobie z nią radzić.
Przyjezdni ani przez moment nie prowadzili, ale pozostawili po sobie dobre wrażenie. W 48. min przegrywali już 30:22, jednak zdołali zmniejszyć straty do czterech trafień. O zwycięstwie miejscowych przesądziły rzuty Jakuba Kłody i Michała Szolca. - Jaka piękna katastrofa - cytował Greka Zorbę trener gości Marcin Ogarek. - Był to naprawdę niezły mecz w naszym wykonaniu i szkoda tylko niekorzystnego wyniku. Podopiecznym należą się gratulacje, gdyż włożyli w spotkanie kawał serca. Do zwycięstwa zabrakło pierwszoligowego ogrania oraz zimnej krwi. Czasami nas ponosiło. Odczuwamy niedosyt, bo wiemy, że niespodzianka leżała w naszym zasięgu. To tylko pokazuje, jak wyrównane są rozgrywki.
Gospodarze w I części korzystali ze swojej najmocniejszej broni - kontr. Łukasz Romatowski po udanych obronach uruchamiał długimi podaniami szybkich skrzydłowych: Pawła Swata i Wojciecha Knopa, którzy pewnie trafiali do siatki. Do przerwy Gwardia wygrywała 17:14, a na początku II połowy powiększyła przewagę do siedmiu bramek. Między 48. a 52. min zanotowała przestój, który nie kosztował jednak straty punktów. - Dostarczyliśmy w ten sposób kibicom trochę emocji - komentował szkoleniowiec opolan Marek Jagielski. - Szkoda tych nerwów, bo przeciwnik nie był na tyle dobry, by napsuć nam krwi. Mamy w składzie doświadczonych zawodników, z superligową przeszłością. Ale muszą potwierdzać swoją klasę na parkiecie i zachować mobilizację na całe spotkanie.
- Gdzieś uciekła nam koncentracja - dodawał Paweł Adamczak. - Prowadziliśmy wysoko i myśleliśmy, że mecz jest rozstrzygnięty. Mieliśmy już przeciwnika na łopatkach, ale pomogliśmy mu wstać. Cieszy wygrana, choć styl pozostawia wiele do życzenia.
W następnej kolejce opolanie udają się do Końskich, natomiast Control Process podejmie rewelacyjnego beniaminka z Kalisza.
Gwardia Opole - Control Process Tarnów 34:30 (17:14)
Gwardia: Romatowski, Donosewicz, Fiodor - Śmieszek 3, Swat 5, Adamczak 4, Knop 4, Szolc 6, Krzyżanowski 5, Kłoda 3, Kulak, Drej 1, Prokop 3, Płócienniczak. Trenerzy: Marek Jagielski i Henryk Zajączkowski.
Control Process: Nowak, Barnaś - Dutka, Siedlik 8, Krol, Kozioł, Grzesik, Cieniek 2, Niedojadło 5, Michalik 1, Sygnarowicz, Bujak, Bieś 6, Janas 5, Sokół 3. Trener: Marcin Ogarek.
Sędziowie: Damian Demczuk i Tomasz Rosik (obaj Lubin)
Kary: Gwardia - 14 min; Control - 12 min
Widzów: 250.
Jaka piękna katastrofa - relacja z meczu Gwardia Opole - Control Process Tarnów
Gwardia Opole pokonała Control Process 34:30. Goście choć przegrali, to zasłużyli na brawa, stawiając faworyzowanym gospodarzom wysoko poprzeczkę.