Katami drużyny prowadzonej przez Andrzeja Chmielewskiego okazała się dwójka byłych graczy zespołu z grodu nad Krzną. Kacper Żuk i Tomasz Morąg w czasie studiów zdobyli łącznie aż 325 goli dla biało-zielonych. W sobotnie przedpołudnie pierwszy z nich trafił 5 razy, zaś popularny "Ryba" był niezawodny w ataku i rzucił o jedną bramkę więcej.
A bialczanie? Musieli radzić sobie bez dwóch podstawowych obrońców. Mateusz Antolak ma złamaną kość śródstopia, zaś Michał Kieruczenko szykuje się na operację więzadeł krzyżowych i łąkotki w kolanie. Obaj najprawdopodobniej nie będą brani pod uwagę do końca sezonu. Między słupkami poniżej oczekiwań spisywał się Marek Kubiszewski, jednak wystąpił z urazem kolana i w końcówce został zastąpiony przez Łukasza Adamiuka, który spisał się nieźle, między innymi broniąc rzut karny Bartosza Gościłowicza.
Gdyby tego było mało, Maksim Niaswadzba popisał się totalną głupotą, otrzymując kwadrans przed końcem czerwoną kartkę z gradacji kar. Nie byłoby w tym nic dziwnego, że dwie z trzech otrzymał za dyskusję z sędziami, a na domiar złego zdjął koszulkę jeszcze na boisku i drużyna musiała radzić sobie w osłabieniu przez 4 minuty.
- Nie chcemy tłumaczyć się kontuzjami, bo ten mecz musieliśmy wygrać, podobnie jak wszystkie poprzednie. Decyduje o tym wiele czynników. Nie wiem co wymyślił sobie Maksim? Nie mamy podstawowych obrońców, brakuje nam w defensywie "kilogramów". Może my za bardzo chcemy, a może nie trzymamy ciśnienia? Niektórych to bardzo przytłacza. Powinniśmy mieć dzisiaj 10 punktów - mówi Waldemar Prokopiuk, rozgrywający AZS-u.
Tylko w pierwszych minutach na tablicy pojawiał się wynik remisowy (3:3). Później, w głównej mierze za sprawą Niaswadzby i Artur Makaruk, to miejscowi częściej cieszyli się z trafień. Taka sytuacja miała miejsce aż do 36 minuty, kiedy to wyrównał Bartłomiej Kiełbasiński, a prowadzenie dał Damian Pieczyński. Później najczęściej był wynik remisowy, a nawet jeszcze w 52 minucie po golu Waldemara Prokopiuka to gospodarze byli bliżsi dwóch punktów. Gdy z boiska musiał zejść Mateusz Rutkowski, bialczanie seryjnie tracili gole. Na trzy rzuty Gościłowicza, dwa Kiełbasińskiego oraz Żuka, trzykrotnie odpowiedział Makaruk oraz Marek Kubajka. Po ostatniej syrenie nie było końca radości łodzian, którzy na środku boiska tańczyli z radości.
- Może personalnie wymaga się od nas zbyt wiele, może za dużo się od nas wymaga? Nie jesteśmy Vive Kielce. Organizacyjnie i budżetowo jesteśmy, śmiem twierdzić, najsłabszym zespołem w lidze. Wraca syndrom poprzedniego sezonu, kiedy przegraliśmy kilkanaście meczów z rzędu. Może trzeba zwrócić uwagę, że za późno zaczęliśmy przygotowania i teraz brakuje nam tych dwóch tygodni. Poza tym nie zagraliśmy wartościowego sparingu - dodaje Prokopiuk.
AZS AWF Biała Podlaska - AZS UŁ Pł Łódź 30:32 (15:13)
AZS AWF: Kubiszewski, Adamiuk, Kozak - Dębowczyk, Pezda 5, Wędrak 2, Kubajka 4, Makaruk 7, Niaswadzba 7, Prokopiuk 5, Rutkowski.
Łódź: Łuczyński, Chmurski, Wężyk - Żuk 5, Pieczyński 2, Morawiec, Urbański 2, Kucharski 2, Gościłowicz 8, Morąg 6, Trojanowski, Kiełbasiński 7, Dybcio.
Kary: 14 min. - 18 min.
Czerwone kartki: Niaswadzba 45', Rutkowski 54', z gradacji kar.
Sędziowali: Moskalczyk (Żarówka), Pazdro (Mielec).
Widzów: 200.