- Na pewno podczas tego meczu nie było widać takiej różnicy, jakiej można było się spodziewać. Pierwszoligowcy mierzyli się w końcu z zespołem z ekstraklasy - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl szkoleniowiec legionowskiej siódemki, Jarosław Cieślikowski.
Jego podopieczni długimi momentami grali z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym, cieniem na końcowym rozstrzygnięciu położył się jednak przestój, który przytrafił się KPR-owi w drugiej części pierwszej połowy spotkania. Gospodarze na trzynaście trafień rywali potrafili w ciągu piętnastu minut odpowiedzieć tylko trzema bramkami i po przerwie musieli szczecinian gonić. Pościg okazał się nieskuteczny, choć do szczęścia pierwszoligowcom zabrakło niewiele.
- Mając tak długi przestój w grze, jaki nam się przytrafił, nie da się wygrać zawodów, chociaż w końcówce rywale wcale nie byli pewni zwycięstwa. My sami nie powinniśmy jednak zrobić takiej liczby błędów, jaka przytrafiła nam się w pierwszej i drugiej połowie. Po przerwie zepsuliśmy przecież cztery kontry z rzędu, które powinniśmy byli zamienić na bramki. Na tym poziomie takie okazje trzeba wykorzystywać - nie ma wątpliwości Cieślikowski.
Mimo porażki doświadczony szkoleniowiec może być jednak zadowolony z tego, że jego podopieczni zdołali się podnieść i w ostatnich minutach meczu nastraszyć rywali, który jeszcze na kwadrans przed końcem był przekonani o swoim wysokim zwycięstwie. - W sporcie nigdy nie ma takich sytuacji, że jest już po wszystkim. Jak się walczy, to można nawet z bardzo trudnych sytuacji wyjść obronną ręką, lepiej jednak zamiast falami grać dobrze przez cały mecz - mówi trener KPR-u.
Pucharowy mecz pokazał, że jego zespół robi stałe postępy i grając na sto procent swoich możliwości jest w stanie nawiązać walkę z zespołami z najwyższej klasy rozgrywkowej. - Oczywiście widać było, że ustępowaliśmy rywalom warunkami fizycznymi, a momentami także cwaniactwem. Kiedy mamy jednak ułożoną swoją grę i ją prowadzimy, to potrafimy walczyć z takimi przeciwnikami jak równy z równym, natomiast gdy zapominamy o współdziałaniu, przegrywamy - podsumowuje Cieślikowski.