Krzysztof Kempski: Drugi raz w Szczecinie. Nie może pan żałować tej wizyty, bo szczypiorniści uraczyli wszystkich naprawdę dobrym widowiskiem z happy endem miejscowych.
Jacek Będzikowski: Naprawdę był to mecz stojący na wysokim poziomie. Może oprócz pierwszych 10 minut, w których było widać, że obie drużyny zdają sobie sprawę z powagi i ważności tego spotkania. Ta nerwowość była widoczna, ale później było naprawdę dobrze. W pierwszej połowie pod dyktando Puław, ale gra się 60 minut. Szczecinianie w drugiej połowie pokazali naprawdę dużą klasę.
Spodziewał się pan takiego wyniku końcowego? Pogoń, bądź co bądź, to jednak beniaminek Superligi, a Azoty to jej ścisła czołówka.
- Można powiedzieć, że to nie jest taki prawdziwy beniaminek. Myślę, że Pogoń awansując do ekstraklasy, do tej Superligi, nie miała jedynie celu utrzymania się. Widać, że personalnie ta drużyna nie jest tylko beniaminkiem. Na pewno po pierwszej połowie nie spodziewałem się, że to będzie aż tak dotkliwe zwycięstwo szczecinian. Bardziej myślałem, że ten mecz będzie się toczył dalej bramka za bramkę i rozstrzygnie się w końcówce. Nie okazałem się dobrym prognostykiem.
Jest pan trenerem kadry narodowej. Na jakie elementy gry obu ekip zwrócił pan baczniejszą uwagę?
- Przede wszystkim szczecinianie zagrali agresywną obroną przez całe 60 minut. Poradzili sobie z tym kondycyjnie. Ta obrona jest naprawdę ciężka do wykonania. To zaważyło. Zagrali doskonale w tym elemencie, zdobyli kilka ładnych bramek. Obudził się Bartek Konitz, który pokazał, że ma duże możliwości. Mateusz Zaremba też dorzucił swoje. Bruna również pokazał kilka klasowych zagrań, z tego zrobiło się osiem bramek różnicy.
Ma pan w głowie jakieś nazwiska, talenty, którym szczególnie mocno się pan przyglądał?
- Może nie same talenty. Liczyłem na to, że zawodnicy pokażą, jak się naprawdę prezentują. W telewizji kamera patrzy tylko w jedną stronę. Nie można tego tak dokładnie zauważyć. Mateusz Zaremba od trzech, czterech meczów prezentuje równą formę. To cieszy, ponieważ brak leworęcznych w Polsce jest widoczny. Pogoń po tej pierwszej rundzie, może niezbyt szczęśliwej, wróciła na te tory gry, które chcieli uzyskać. Ostatnimi czasy grają naprawdę dobrze.
Wspomniał pan o tym, że odbudował się Konitz. Podobne wrażenie można odnieść w przypadku Zaremby czy też Bruny. Wardziński też jest zawodnikiem, który gra przyzwoicie. Cały zespół wychodzi z cienia.
- Ja może powiem tak, że ten zespół zaczął grać jak drużyna, a nie indywidualności. W tych wcześniejszych meczach, które można było obserwować to był jeden, drugi zawodnik wyróżniający się, a teraz naprawdę walczyła drużyna i ta drużyna wygrała.
Przyzna pan, że obecny sezon w Superlidze jest dość ciekawy. Obaj beniaminkowie, jeden już sobie po tym meczu zapewnił udział w play-off, mają szansę zagrać o medale.
- Oby, oby. Niedobrze byłoby, gdyby nie można było liczyć z meczu na mecz na coś ciekawego.
Które miejsce pana zdaniem zajmie Pogoń na koniec sezonu zasadniczego?
- Nie jestem od prognozowania. Jestem od oglądania i słuchania.
A jako kibic?
- A ja tu nie jestem jako kibic (śmiech). Także może innym razem.