Krzysztof Kempski: Zostawił pan na parkiecie sporo zdrowia. Najważniejszy jest jednak dla was efekt końcowy.
Wojciech Zydroń: Jestem zmęczony, ale szczęśliwy. Wygraliśmy ośmioma bramkami. Na pewno ten wynik nie odzwierciedla samego spotkania. Były to bardzo ciężkie zawody. Jeśli dobrze pamiętam przegrywaliśmy trzema bądź czterema bramkami, a to znaczy, że odrobiliśmy 12 bramek. Zaczęliśmy robić to, co do nas należało, to co nakreślili nam trenerzy Biały i Fogtman i w drugiej połowie już poszło. W pierwszej części meczu graliśmy zbyt indywidualnie. Poza tym, jeśli już mieliśmy sytuacje bramkowe to na drodze stawał Maciek Stęczniewski. Stąd taki wynik, w granicach remisu, choć przegrywaliśmy jednym trafieniem. A druga połowa to już realizacja planów, które sobie założyliśmy, czyli ostra, mocna obrona. W bramce pomógł nam bardzo Szymon. Z tego poszła kontra w pierwsze, drugie, trzecie tempo. Tak to miało wyglądać. Mieliśmy tych ciężkich "chłopów" zabiegać i wydaje mi się, że tak właśnie było.
Rzeczywiście druga połowa należała do was. Lepiej zagraliście przede wszystkim w obronie.
- Było znacznie lepiej, zarówno w defensywie jak i ofensywie. W pierwszej części popełniliśmy za dużo błędów, szczególnie po mojej stronie. Nie mogliśmy się jakby porozumieć. W drugiej połowie było już lepiej. Popełniliśmy tylko jeden taki błąd, gdzie rozgrywający krzyżował się ze skrzydłowym i to rozbijało nasze szyki. Później było już zdecydowanie lepiej.
Zdawaliście sobie sprawę z tego, że dwa punkty w tym meczu zapewnią wam awans do fazy play-off.
- Nie kalkulujmy. My tego nie robimy. Robimy to, co do nas należy. Postawiliśmy sobie pewien cel, który chcemy zrealizować.
A co nim jest?
- Nie mogę w tej chwili powiedzieć. Zrobiliśmy już jeden duży krok. Jestem bardzo zadowolony. Teraz jest czas na odpoczynek.
Jest pan byłym zawodnikiem Azotów. Chciał pan się bardziej pokazać w tym meczu czy też nie odczuwał pan dodatkowych emocji?
- To znaczy powiem tak. Do każdego meczu, my jako zawodnicy staramy się podchodzić jednakowo. Nieważne czy to jest zespół z góry tabeli czy też z dołu. Tu nie ma podziału na lepszy - gorszy, czy też czy chce się grać bardziej czy mniej. Zawsze wychodzimy po to, aby zagrać najlepiej jak można. Wiadomo, że czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej. Tu chcemy stworzyć kolektyw, stworzyć drużynę. Chcemy przeć do przodu i wygrywać. To jest dla nas najważniejsze.
Gaz-System miał tego dnia dwóch liderów. Jednym z nich był z całą pewnością Konitz.
- Bohaterami spotkania byli wszyscy. Cała drużyna tworzyła kolektyw. Szczególnie wyróżnienie należy się Bartkowi. Harował mocno zarówno w ataku jak i w obronie. "Zarek" po prawej stronie też mocno pracował. Każdy zostawił w tym meczu tyle ile można było. To widać, ale ten wynik na tablicy świetlnej może mylić. Te osiem bramek więcej sporo nas kosztowało. Cieszę się przede wszystkim z tego wyniku. Cieszę się także z tego, że tak mocno pomogła nam publiczność. Gramy dalej.
Sprawdziło się pewne powiedzenie: jeśli nie możesz wygrać meczu to spróbuj zremisować. Punkt z Miedzią pieczętuje wasz przedsezonowy cel. Opłaciła się "wielka pardubicka" w Legnicy.
- Sytuacja jest dla nas komfortowa, ale tak jak powiedziałem wcześniej, mamy nowy cel, który chcemy zrealizować. Zrobiliśmy dopiero jeden krok, a co może cieszyć to ta różnica siedmiu bramek w Legnicy, którą potrafiliśmy odrobić i nawet wyjść na prowadzenie. W tym meczu, mówiąc kolokwialnie, mieliśmy 3-4 bramki "w plecy", a wyszliśmy na plus osiem. Cieszy, że dajemy radę i że wygrywamy.
Wcześniej mówiło się, że Pogoń to indywidualności. Teraz to zaczyna funkcjonować coraz lepiej. Sami też czujecie, że to jest już drużyna.
- Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu ściągnięcie kilku zawodników nie gwarantuje od razu sukcesu. Potrzeba czasu, dużo pracy, energii i serca w to, aby to wszystko się zazębiło i aby to wszystko poukładać. Ja słyszałem różne głosy, że ta drużyna jest słaba, że gramy poniżej oczekiwań. Oczywiście nikt tego nie negował, ale tak mówiłem wcześniej, potrzebowaliśmy czasu. Myślę, że teraz będziemy grać znacznie lepiej.
Druga sprawa to fakt, że jeden uczy się od drugiego. Znakomitym przykładem może być chociażby Patryk Walczak, który zrobił spory postęp. W meczu przeciwko Azotom popisał się piękną bramką.
- Zgadza się. Patryk trafił bardzo ładną bramkę, ale wykonał też kawał dobrej roboty jeśli chodzi o grę w obronie. Chwała wszystkim, naprawdę.
Poczuliście, że pojawiła się szansa nawet na 6. lokatę?
- Nie prognozujmy. My się tym nie zajmujemy. Teraz mamy projekt Kwidzyn i zostańmy przy tym.