Jak chłopaki pomogą to będzie dobrze - rozmowa z Kazimierzem Kotlińskim, zawodnikiem Vive Kielce

Popularny Kazik swoimi fantastycznymi interwencjami zaskarbił sobie sympatię wielu kibiców, szczególnie w Głogowie i Legnicy. Nie inaczej będzie pewnie w Kielcach. Białorusin napsuł już krwi niejednej drużynie i w najbliższy weekend postara się zamurować bramkę przed zawodnikami odwiecznego rywala z Płocka.

Łukasz Darowski: Zaaklimatyzowałeś się już w nowej drużynie?

Kazimierz Kotliński: Nie było z tym najmniejszych problemów. Większość chłopaków to moi dobrzy znajomi z parkietów, przecież gramy ze sobą już tyle lat. Dodatkowo w jednym czasie trafił tu Paweł Piwko, kolega z czasów gry w Chrobrym Głogów.

Jak Ci się podobają Kielce?

- Jest naprawdę przyjemnie, na pewno jest to miasto które daje duże możliwości. Poza tym najważniejsze, że panuje tu doskonały klimat do gry w piłkę ręczną. Wprawdzie nie rozegraliśmy jeszcze zbyt wielu spotkań, ale już mogę stwierdzić, że atmosfera na trybunach kieleckiej hali jest naprawdę fantastyczna.

Dosyć niespodziewanie trafiłeś do Vive. Miałeś jeszcze inne propozycje?

- Było kilka propozycji, zarówno z polskich jak i zagranicznych zespołów m.in. ze Słowenii i Białorusi. Renoma, potencjał i osoba trenera zdecydowały jednak o mojej decyzji i przenosinach z Legnicy do Kielc. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda się załatwić wszystkie sprawy i niedługo przyjedzie do mnie również żona i syn.

Wspomniałeś o trenerze. Widzisz różnicę w sposobie prowadzenia zajęć przez trenera naszej kadry narodowej?

- Powiem tak: Z wieloma szkoleniowcami już pracowałem, na Białorusi, we Francji czy w Polsce i muszę stwierdzić, że faktycznie różnica jest i to znaczna. Przede wszystkim trener potrafi scalić drużynę. Dawno nie widziałem tak dobrej atmosfery. Naprawdę stanowimy kolektyw i działamy zgodnie z zasadą jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. W prowadzeniu zajęć zdecydowanie widać zachodnią myśl. Otóż okazuję się, że wielogodzinne górskie maratony czy kilometry biegu po plaży nie są najważniejsze. Możliwe, że dzięki temu w drużynie nie ma większych problemów z kontuzjami wynikającymi z przemęczenia czy zbyt dużych obciążeń.

Po raz pierwszy zagrasz w polskiej "Świętej Wojnie". Masz tremę?

- Mam za dużo lat aby czuć tremę. Owszem jestem lekko podenerwowany, jednak to raczej wynika z ogromnej koncentracji. To dopiero początek sezonu i ten mecz może, ale nie musi o niczym decydować. Na pewno zrobimy wszystko żeby wygrać, ale to jest tylko sport i wszystko się może zdarzyć. Być może tego dnia osiągniemy szczyt formy i bez problemu ogramy przeciwnika, ale równie dobrze może się pojawić kryzys i wynik będzie mało satysfakcjonujący. W swoje karierze widziałem już naprawdę wiele niespodziewanych wyników i zwrotów akcji.

Czyli pewnie nie pokusisz się o wytypowanie wyniku?

- Dokładnie. Myślę, że szanse są wyrównane, a o zwycięstwie zadecyduje dyspozycja w danym dniu.

Którego zawodnika obawiasz się najbardziej?

- Chyba żadnego. Jak chłopaki pomagają w obronie to nieważne kto rzuca, może być i ktoś z Bundesligi (śmiech).

Komentarze (0)