Biało-czerwoni przed tygodniem w Malmo doznali bolesnej porażki, ulegając reprezentacji Trzech Koron różnicą siedmiu trafień. Już kilka dni później podopieczni Michaela Bieglera potrafili się jednak rywalom znakomicie zrewanżować, w wypełnionej po brzegi Ergo Arenie nie dając wicemistrzom olimpijskim większych szansa na odniesienie zwycięstwa.
Polska obroną stoi
Biało-czerwoni na własnym parkiecie pokonali Szwedów głównie dzięki świetnej grze obronnej. Polacy po kiepskim występie w Malmo wyciągnęli wnioski i znakomicie wyłączyli z gry kołowego Andreasa Nilssona, który na wyjeździe napsuł nam mnóstwo krwi. Skrzydłowi rywali nie dochodzili zbyt często do dobrych pozycji rzutowych, a swoje do wyniku dołożył też fantastycznie dysponowany Sławomir Szmal, który w trakcie meczu odbił ponad połowę piłek.
- Do Malmo jechaliśmy z odpowiednim planem na ten pierwszy mecz, ale na parkiecie nie wszystkie elementy funkcjonowały tak, jak powinny - nie krył w trakcie konferencji prasowej po starciu rewanżowym selekcjoner Biegler. - Mieliśmy problemy w walce z kołowym rywali, a również nasi skrzydłowy i obrońcy powinni byli bardziej agresywnie współpracować w obronie. W pierwszym meczu nasza linia się posypała, więc już od piątku skupiliśmy się na dokładnej pracy. Mecz ze Szwecję utwierdził mnie w przekonaniu o tym, że wciąż powinniśmy zmierzać w kierunku doskonalenia gry obronnej - dodawał niemiecki szkoleniowiec.
Na znakomitą grę Polaków w obronie zwrócił uwagę także selekcjoner Szwedów, Ola Lindgren. - U siebie rzuciliśmy dużo łatwych bramek, z przodu mieliśmy dużo mniej problemów. Tym razem Polacy w obronie zagrali jednak zdecydowanie mocniej i to zadecydowało o ich sukcesie. Mieliśmy naprawdę duże problemy z trafianiem do siatki - przyznawał doświadczony trener.
W podobnym tonie wypowiadali się także nasi zawodnicy. - Bardzo dobrze funkcjonowała czwórka w obronie i było tam bardzo ciasno. Kołowy rywali miał problemy ze zdobywaniem bramek i nie miał łatwych sytuacji, gdyż ciężko było mu przejść z miejsca na miejsce - nie kryje Bartłomiej Jaszka. - Nasza obrona wyglądała znacznie lepiej, co było widać zwłaszcza przy grze w osłabieniu, w której nie straciliśmy zbyt wielu bramek, pilnując się założonego planu - dodaje Szmal. Jeśli Polacy dalej będą zmierzać w tym kierunku, to już niebawem znakiem firmowym naszej drużyny może stać się to, że w meczach z jej udziałem pada mniej niż pięćdziesiąt bramek.
Ofensywa do poprawki
Starcia ze Szwedami po raz kolejny pokazały, że głównym mankamentem w grze ekipy Bieglera jest atak pozycyjny. Polacy długimi momentami mieli spore problemy z przedarciem się przez zasieki obronne rywali, a gdy już im się to udawało to - wzorem styczniowych mistrzostw świata - często kulała skuteczność. W meczu rewanżowym Bartosz Jurecki z koła mylił się aż czterokrotnie, żadnego z trzech rzutów na bramkę nie potrafił zamienić Paweł Paczkowski, a mimo znakomitego dorobku strzeleckiego pojedynki z Andreasem Palicką przegrywał także Adam Wiśniewski.
- Nasza gra w ataku nie jest płynna i mamy tam problemy - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Jaszka. - Doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko funkcjonuje jeszcze tak, jak powinno, i będziemy nad tym dalej pracować - dodaje Jurecki. Natarcia naszego zespołu opierały się głównie na indywidualnych akcjach, w czym prym wiódł przede wszystkim Karol Bielecki. - Trafiał w tych momentach, w których mieliśmy największe problemy z dojściem do sytuacji rzutowej. On wówczas wyskakiwał z dziesięciu czy jedenastu metrów i wkładał tą piłkę do bramki - relacjonuje Szmal. Pozostali gracze drugiej linii do siatki trafiali sporadycznie, w dwóch meczach notując w sumie dziewięć trafień.
[nextpage]Z dobrej strony w meczu rewanżowym pokazał się Mariusz Jurkiewicz, który wreszcie dostał okazję zaprezentowania swoich umiejętności przed dłuższy czas w ataku. Ponad sto minut na parkiecie spędził Paweł Paczkowski, który pokazał, że w przyszłości może stać się ciekawą alternatywą dla Krzysztofa Lijewskiego, przed nim jednak jeszcze sporo pracy. Ciekawą zmianę dał Paweł Podsiadło, który imponował mądrym rozegraniem i przeglądem pola, znacznie poniżej oczekiwań spisał się za to doświadczony Michał Kubisztal.
Karny problem
Biało-czerwoni znów mieli ogromne problemy z wykorzystywaniem rzutów karnych. - Na pewno musimy nad tym jeszcze popracować - nie ma wątpliwości Michał Daszek. Polacy w dwumeczu do pojedynków z bramkarzami rywali podchodzili sześciokrotnie i tylko trzy próby kończyły się powodzeniem. W spotkaniu rewanżowym dwukrotnie starcie z Andreasem Palicką przegrał Patryk Kuchczyński, a z siedmiu metrów golkipera rywali nie był w stanie pokonać także Jurecki.
- Tam też stoją dobrzy bramkarze i czasami się nie rzuci karnego. To już jednak było i trzeba iść naprzód. Patryk Kuchczyński wie jakie popełnił błędy i jestem przekonany, że już ich więcej nie popełni - uspokaja wprawdzie Jaszka. Pięćdziesięcioprocentowa skuteczność z rzutów karnych na takim poziomie to jednak wynik niezadowalający i trener Biegler musi poważnie zastanowić się nad tym, jak problemowi zaradzić i w czyje ręce powierzyć egzekucję w kolejnych starciach.
Nowe twarze, nowy Biegler
W kwietniowych meczach drużyny narodowej z różnych względów nie mogli wspomóc Krzysztof Lijewski, Michał Jurecki, Robert Orzechowski oraz Tomasz Rosiński. Szansę gry w drużynie narodowej otrzymali więc Patryk Kuchczyński, Michał Daszek oraz Paweł Podsiadło, co należy uznać za pozytywny akcent w kontekście budowy drużyny na mistrzostwa Europy w 2016 roku. Gracz NMC Powenu Zabrze, pomijając problem z rzutami karnymi, pokazał się z dobrej strony. Bezbłędny był grający bez kompleksów przeciwko utytułowanym rywalom Daszek, a jako ciekawa alternatywa w drugiej linii objawił się Podsiadło.
Nową twarz pokazał także sam selekcjoner, który po pierwszym meczu ze strony części kibiców zebrał sporo negatywnych ocen. Biegler udowodnił, że potrafi uczyć się na błędach i szybko wyciąga wnioski z niepowodzeń. Nadmiernie eksploatowany w Malmo Paczkowski kilka dni później częściej dostawał okazję do odpoczynku, tylko kilka chwil na parkiecie spędził kiepsko prezentujący się Kubisztal, kierowanie atakiem powierzone zostało Jurkiewiczowi, a obrona umiejętnie powstrzymywała bombardujących polską bramkę w pierwszym meczu Nilssona.
Ergo Arena kocha piłkę ręczną
Reprezentacja polskich szczypiornistów do hali na granicy Gdańska i Sopotu wróciła po niespełna rocznej przerwie. Starcie ze Szwedami udowodniło, że atmosfera stworzona podczas towarzyskiego meczu z Niemcami nie była przypadkiem. Kibice po raz kolejny wypełnili obiekt do ostatniego miejsca, dzięki fantastycznemu dopingowi stając się ósmym zawodnikiem naszej drużyny narodowej.
- Dziękuję za ten wspaniały doping. To było dla nas, dla mojej drużyny i dla całego sztabu naprawdę wielkie przeżycie. Doping był wspaniały i pomagał nam w tych momentach, w których dokładnie go potrzebowaliśmy - nie krył po meczu zadowolony Biegler. - Należą im się wielkie podziękowania. To tło na pewno nam pomogło. Przy takiej atmosferze gra się zupełnie inaczej - dodaje, pytany o postawę kibiców, Kuchczyński.
- Ogromny szacunek dla organizatorów oraz brawa dla kibiców, że tak tłumnie przybyli na nasz mecz - podsumowuje Kubisztal. - To bardzo cieszy i liczę, że nie będzie to dla nich jednorazowy wypad, a stała tendencja i na każdym spotkaniu hale, również tak piękne jak Ergo Arena będą pękały w szwach. Nic, tylko grać i wygrywać - dodaje nasz rozgrywający. Jeśli kibice równie dobrze spisywać będą się podczas mistrzostw Europy w 2016 roku, Polska z takim wsparciem stanie się jednym z głównych kandydatów do walki o medale.
do.. 'zagrań w ciemno' i rozumienia się bez słów.
Jeśli chodzi o zrozumienie,to dużo pracy czeka Kamila
Syprzaka. Przy posiadnych TAKICH! Czytaj całość