Podopieczni Bogdana Wenty wywalczyli w Arenie Legionowo piąty z rzędu Puchar Polski, pokonując w decydującej rozgrywce Orlen Wisłę Płock. Obie drużyny pod względem sportowym nie pokazały najwyższego europejskiego poziomu, emocje były jednak przednie, a losy końcowego zwycięstwa ważyły się do ostatnich sekund.
- Muszę przyznać, że nie zagraliśmy jakiegoś wielkiego meczu, a mimo to zdołaliśmy zwyciężyć - nie kryje Jurecki. - Wolałbym jednak w każdym spotkaniu grać źle, jeśli mielibyśmy je wygrywać - dodaje reprezentant Polski.
Początek niedzielnego meczu był niezwykle wyrównany, a duży wpływ na wynik mieli doskonale dysponowani między słupkami Sławomir Szmal i Marin Sego. Kielczanie bardziej zdecydowanie odskoczyli rywalom dopiero na początku drugiej połowy meczu, a ich przewaga w pewnym momencie sięgnęła nawet sześciu bramek, Nafciarze w samej końcówce straty jednak zniwelowali, przegrywając ostatecznie różnicą jednego trafienia.
- Mieliśmy trochę problemów z tym, że piłka odbita od słupka czy obroniona przez Sławka wpadała prosto w ręce Adama Wiśniewskiego albo kołowego rywali. Popełnialiśmy też błędy w ataku, teraz skupiamy się już jednak na tym, co czeka nas w środę, a następnie zajmiemy się meczem, jaki przyjdzie nam rozegrać w niedzielę - podkreśla "Dzidziuś".
Z racji na napięty terminarz mistrzowie Polski na huczną fetę z okazji wywalczenia krajowego pucharu jak na razie nie mają co liczyć. - Gramy co trzy dni. Na pewno jakieś małe świętowanie będzie, ale na takie większe pora przyjdzie dopiero później - nie ma wątpliwości Jurecki. Teraz jego zespół czeka ligowy mecz z Piotrkowianinem, a następnie kielczanie zagrają w Lidze Mistrzów z Metalurgiem Skopje.