Kamil Kołsut: Rozpoczynacie okres przygotowawczy. Zdążyłeś w trakcie wakacji dostatecznie naładować akumulatory?
Rafał Gliński: Od półtorej tygodnia codziennie ćwiczyłem indywidualnie, biegając oraz trenując na siłowni. Zajęcia w klubie rozpoczęliśmy w poniedziałek i na pewno teraz przed okres dwóch-trzech tygodni będziemy skupiać się na przygotowaniu wytrzymałościowym. Trzeba będzie więc te akumulatory jeszcze troszeczkę podładować. Na pewno czeka nas zmęczenie i troszeczkę bólu, jak to w okresie przygotowawczym. Wszyscy muszą jednak przez to przejść, żeby móc później spokojnie dojechać do świąt.
[b]
Atmosfera jest dobra, zdążyliście już zapomnieć o poprzednim sezonie?[/b]
- Dokładnie tak. Nie ma już co rozpamiętywać tego, co za nami. Wszyscy przyjechali na zbiórkę z nowymi nadziejami na to, żeby zrobić w przyszłym sezonie lepszy wynik, niż piąte miejsce. Na pewno będziemy do tego dążyć i damy z siebie wszystko, żeby tak było, bo jesteśmy zespołem, który potrafi to wywalczyć i potrafi dopiąć swego. Wszystko wyjdzie w lidze. Miejmy nadzieję, że będzie dobrze. Oby tylko omijały nas kontuzje.
Kiedy patrzysz na te poprzednie rozgrywki z dystansu, na spokojnie, to co, twoim zdaniem, zaważyło na tym, że nie udało wam się ponownie stanąć na podium mistrzostw Polski?
- Cóż... Trudno tu mówić o braku szczęścia czy czymś podobnym, bo to raczej nie ma miejsca, kiedy się przegrywa dwa najważniejsze mecze sezonu z MMTS-em Kwidzyn. Zawiedliśmy trochę kibiców i samych siebie, ale nie ukrywajmy, że kontuzje, z którymi borykaliśmy się w trakcie sezonu, dały się nam we znaki. Trener musiał jakoś rotować składem i gdzieś tych sił z meczu na mecz zaczynało brakować, a MMTS jest na tyle doświadczonym zespołem, że potrafił to skutecznie wykorzystać. Przełknęliśmy gorycz porażki, teraz musimy już jednak o tym zapomnieć. Na pewno będziemy chcieli się za ten poprzedni sezon zrewanżować zarówno kwidzynianom, jak i innym zespołom, które z nami wygrały.
Wiosną na waszej grze mocno odbiło się posiadanie wąskiej kadry.
- W pewnym momencie nagromadziło się trochę tych poważnych urazów. Operację barku miał Mirek Gudz, długo nie mógł grać Michał Chodara. Był to spory problem dla trenera, bo nie da się wszystkiego dobrze przepracować, jeśli ma się dziesięciu czy jedenastu zawodników do dyspozycji, ale oczywiście to nie jest całkowite wytłumaczenie, bo my gramy na boisku. Takie dolegliwości i takie detale często decydują o całym wyniku.[b]
W waszym zespole pojawiły się trzy nowe twarze. Jak oceniasz tych zawodników? Chorwatów na treningu z piłkami jeszcze nie widziałeś, ale na pewno zdążyłeś już zasięgnąć języka na ich temat.[/b]
- Tak, pytałem się o nich chłopaków z Kielc, bo tam jest najwięcej Serbów i Chorwatów. Niektórzy z nich z nimi grali i wypowiadali się na ich temat bardzo pozytywnie. Kołowego chyba nawet nie trzeba specjalnie przedstawiać, bo na pewno wielu kibiców widziało go grającego w barwach Pick Szeged przeciwko Vive, nie jest to postać anonimowa. Jak wyglądają, jeszcze trudno powiedzieć. Na razie skupiamy się na bieganiu, a pierwsza kontrolna gierka wewnątrz zespołu czeka nas w sobotę i dopiero wówczas będzie można powiedzieć coś więcej na ich temat.
Bilans transferowy Tauron Stali Mielec tego lata można ocenić na plus?
- Oczywiście. Generalnie zarząd z trenerem myśleli przede wszystkim o tym, aby tymi zawodnikami wzmocnić nasz zespół, a nie tylko go uzupełnić. Miejmy nadzieję, że tak się właśnie stanie. Ja osobiście w to wierzę. Przy transferach nie można pomijać też Michała Adamuszka, który jest na parkietach polskiej ligi znanym zawodnikiem i z pewnością także podniesie wartość naszej drużyny.
Przed nowym sezonem zbroi się cała liga. Kto twoim zdaniem będzie waszym najgroźniejszym rywalem w walce o miejsce w półfinale?
- Ciężko w tym momencie coś wyrokować. W wielu zespołach doszło do dużej liczby zmian. Mam tu na myśli zwłaszcza ekipę z Zabrza, która uzbroiła swój skład w kilku doświadczonych szczypiornistów i na pewno będzie mocnym rywalem, ale wszystko tak naprawdę wychodzi dopiero w lidze. Przed rokiem dużo mówiło się o Gaz-System Pogoni Szczecin, nowi zawodnicy po przyjściu do beniaminka też potrzebowali jednak trochę czasu, aby się zgrać. Na to pytanie będzie można więcej odpowiedzieć dopiero po pięciu, sześciu kolejkach. Na pewno czekają nas jednak rozgrywki dużo bardziej wyrównane, choć pomijam w tym miejscu Vive i Wisłę. Ale kto wie, może jakiś zespół postara się zrobić niespodziankę i urwie punkty także im.
[b]
Stoisz więc na stanowisku, że ponownie czeka nas walka o brąz, a nie o srebro, jak niektórzy zaczęli już wróżyć, patrząc na zamieszanie w Płocku?[/b]
- Szczerze mówiąc, to nie wiem. Wisła nie ma jeszcze w pełni skompletowanego składu, a dalej posiada ona przecież w swojej kadrze graczy światowego formatu i w związku z tym wciąż powinna walczyć z Vive o mistrzostwo Polski.
W tym roku nie zagracie w europejskich pucharach. Na pewno tej szansy szkoda, ale może z drugiej strony to dobry ruch, biorąc pod uwagę waszą wąską kadrę i niski prestiż oraz wysokie koszta Challenge Cup?
- To pytanie kierować należy raczej do zarządu. Osobiście z jednej strony uważam, że fajne byłoby się tam pokazać, ale z drugiej gdy ma się węższą kadrę, to lepiej takich rozgrywek unikać. Chciałbym zagrać w europejskich pucharach. Decyzja jest jednak inna i trzeba to uszanować. Musimy się skupić na lidze oraz krajowym pucharze i dążyć do tego, aby wyniki w nich osiągnięte były jak najlepsze.
- Jak odebraliście słowa Ryszarda Skutnika, który powiedział, że zastanawia się nad wyprowadzką z Mielca?
- Po przeczytaniu artykułu na ten temat, sam nie wiedziałem, jak do odebrać. Trener Skutnik jest w Mielcu od lat i skoro on ma takie przemyślenia i odczucia, to ciężko mi coś powiedzieć. Jestem pewien, że teraz na pewno skupi się na pracy z nami i zrobi wszystko, by poprawić wynik z poprzedniego sezonu. Każdy z nas także będzie do tego dążył. Co czeka nas po sezonie? Ciężko powiedzieć, bo na pewno kilku zawodnikom także będą się kończyć kontrakty. Na razie trzeba żyć dniem dzisiejszym.