Kamil Kołsut: Upadek Atletico Madryt dla wielu był wydarzeniem szokującym. Gdzie zastała cię ta informacja?
Mariusz Jurkiewicz: Byłem na wakacjach. Początkowo wszystko zaczęło się od plotek, a informacje rozchodziły się pocztą pantoflową. Dało się słyszeć, że w klubie są jakieś problemy, a już na drugi dzień ogłoszona została upadłość.
Można było odnieść wrażenie, że spadło to na was jak grom z jasnego nieba.
- Zgadza się. Powiedziano nam tylko tyle, że do klubu wszedł urząd skarbowy w związku z długami sprzed lat. Podobno do tej pory były one spłacane w ratach, a teraz zostało powiedziane, że albo wszystkie zaległości zostaną uregulowane w całości, albo konta bankowe zostaną zablokowane. Mowa była o naprawdę sporych kwotach i klub uznał, że nie będzie w stanie udźwignąć takiego ciężaru, co zakończyło się upadłością.
[b]
Jaka była wasza reakcja, kiedy po raz pierwszy usłyszeliście o tym, co się stało?[/b]
- Wszyscy byliśmy w szoku. O tym, że są jakieś problemy finansowe, wiedzieliśmy wprawdzie od dawna, bo niektórych zawodników proszono o obniżenie kontraktu, a innym polecano poszukiwanie nowych pracodawców. Nikt nie spodziewał się jednak tak drastycznego rozwiązania całej sytuacji.
W twoim przypadku można powiedzieć, że udało się spaść na cztery łapy.
- Trudno powiedzieć. Na pewno bardzo cieszę się z tego, że jestem w Płocku, ale pierwotny plan był taki, że do Wisły trafię dopiero za rok. Upadek Atletico przyspieszył moją przeprowadzkę. Jestem już w Polsce i to jest plus, natomiast sama sytuacja, w jakiej się znalazłem, ze względu na upadek klubu, nie była zbyt sympatyczna. Jestem wdzięczny Wiśle, że tak szybko zareagowała i mogliśmy usiąść do rozmów oraz bez problemów sfinalizować kontrakt.
Skoro byliście z Wisłą wstępie dogadani w kontekście kolejnego sezonu, negocjacje nie należały chyba do najtrudniejszych.
- Z Wisłą rozmawiałem już od jakiegoś czasu nawet o tym, by do Płocka przyjść już tego lata, z Atletico wiązał mnie jednak jeszcze roczny kontrakt, a trener chciał, abym został, bo widział we mnie ważne ogniwo zespołu. Nasze rozmowy toczyły się więc na przyszły rok, bez większych konkretów, bo jeden sezon to naprawdę długi okres czasu. W momencie, w którym Atletico upadło, nie było już przeszkód, by przejść do szczegółowych negocjacji. Między bankructwem klubu z Madrytu a podpisaniem przeze mnie kontraktu z Wisłą minęły dwa tygodnie. Do porozumienia doszliśmy więc szybko, nie było większych problemów i mogę tylko cieszyć się z tego, że za chwilę będę mógł wspólnie z drużyną rozpocząć przygotowania do nowego sezonu.
Kogoś jeszcze przywozisz ze sobą z Madrytu do Płocka?
- Żonę i dziecko. A inni zawodnicy? Ja nie zajmuję się menadżerką, więc trudno mi powiedzieć cokolwiek na ten temat.
Z przeprowadzką zdołałeś się już uporać, czy sprawa jest jeszcze w toku?
- Wszystko jest już zorganizowane, natomiast żona musi jeszcze na dniach wybrać się do Madrytu i to dokończyć. Plan jest gotowy, trzeba go tylko wykonać. Ja ze względu na rozpoczynające się właśnie przygotowania do sezonu nie będę mógł tego zrobić, całość spadnie więc na głowę małżonki.
[b]
Latem w Płocku było bardzo ciekawie. Jak oceniasz zmiany kadrowe, jakie poczynili włodarze Wisły?[/b]
- Uważam, że drużyna, do której wchodzę, jest bardzo mocna. Zespół w Płocku jest budowany z głową, a trener Manolo Cadenas powinien mieć spore pole do popisu, jeśli chodzi o własne umiejętności, bo wszyscy wiemy, że jest to szkoleniowiec najwyższej klasy. Wiążemy z nim spore nadzieje i liczę na to, że poukłada on w którym czasie ten zespół na tyle, iż będziemy mogli z powodzeniem walczyć o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Ty zapewne będziesz miał okazję sprawdzić się w roli tłumacza.
- Podejrzewam, że tak. Jeśli tylko pojawi się taka potrzeba, a trener Cadenas zechce, abym przetłumaczył coś kolegom z drużyny, to ja oczywiście będę służył pomocą.
Jakie będą cele Orlen Wisły Płock w najbliższym sezonie?
- Pierwszym i głównym celem będzie walką o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Od dwumeczu z Montpellier zależą losy całego sezonu. Wiemy, o co gramy. Orlen Wisła Płock to jest firma, która jest zobligowana także do walki o najwyższe laury w polskiej lidze i mam nadzieję, że dobijemy do finału i będziemy do samego końca walczyć o mistrzostwo Polski.
Montpellier to jest rywal, który znajduje się w waszym zasięgu?
- Jesteśmy świadomi tego, że będzie ciężko. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, co to jest Montpellier, jaka to firma i jacy zawodnicy tam grają. W tym pojedynku nie ma jednak klarownego faworyta, żadna z drużyn nie stoi na pozycji przegranej, a my drugi mecz rozegramy na własnym parkiecie. Czekają nas dwie batalie i mam nadzieję, że wyjdziemy z nich zwycięsko.