Trzeba wierzyć, że coś ugramy - rozmowa z Haraldem Tłuczykontem, trenerem juniorskiej reprezentacji Polski kobiet

Środowym spotkaniem z Portugalią szczypiornistki polskiej reprezentacji rozpoczną zmagania podczas ME kobiet do lat 17. O swoim zespole opowiada selekcjoner biało-czerwonych, Harald Tłuczykont.

Maciej Wojs: Poniedziałkowy trening zespołu upłynął w radosnej i spokojnej atmosferze, we wtorek widać było już zdecydowanie większe napięcie. To ze względu na start mistrzostw czy po prostu gorszy dzień? 

Harald Tłuczykont: - Nie ma żadnego spięcia przed mistrzostwami. Myślę, że my już za długo "kisimy" się między sobą, przydałby się nam jakiś przeciwnik, z którym możemy zagrać i poćwiczyć te wszystkie elementy, które trenujemy. Dziewczyny znają się na pamięć, podczas ćwiczenia zagrywek wyprzedzają myśli zawodniczek, które grają w ataku i same się rozpracowują. Ja się wkurzam, ćwiczenia nie wychodzą, ale każdy trener jest nerwowy, inaczej nie byłby trenerem. Nie mogę przecież spokojnie chodzić po hali, jak coś źle się dzieje (śmiech).

A czuje pan już dreszczyk i swego rodzaju wyczekiwanie otwarcia mistrzostw?

- Ja jestem już starym trenerem, więc może już nie czuję takiego dreszczyku. Ten turniej to dla nas wielka niewiadoma, a najgorszy jest ten pierwszy mecz, bo człowiek nie wie, jak dziewczyny będą grały. Brakowało nam trochę tych sparingów w ostatniej fazie przygotowań, bo te mecze, które graliśmy - z dziewczynami z Vistalu i SMS-u, nie były sparingami po 60 minut. To nie był taki solidny występ z konkretnym rywalem.

Jak ocenia pan występy podczas turnieju w Giżycku?

- W Giżycku było fajne granie, jestem zadowolony, wykonaliśmy tam dobrą robotę. Nieźle wyglądała nasza gra w sparingach zarówno z Białorusią, jak i Francją. Z Białorusinkami wygraliśmy dwa mecze, z Francuzkami zaliczyliśmy zwycięstwo, remis i porażkę.

W trakcie tych gier wykrystalizował się żelazny skład, który będzie rozpoczynał mecze?

- To miałem ustawione akurat już dawno. To dziewczyny, które grają ze sobą od lat, znają się jak łyse konie. Swoją drogą, to nie tak, że wyłącznie będzie grała jedna szóstka. Do gry jest dwanaście czy czternaście drużyn, a każda wchodząca zawodniczka jest wartościową zmienniczką.

Która z tych dziewczyn będzie liderką drużyny? Nie chodzi mi o zawodniczkę, która będzie wyłącznie decydować na boisku, a raczej będzie takim mentalnym przywódcą.

- Takim liderem powinna być Kamila Konofał. W ogóle to, czego ona dokonała jest niesamowite - w maju miała uraz kolana, przeszła operację i teraz już gra. To spory sukces, że jest z nami w zespole. Oczywiście brakuje jej troszeczkę takiej boiskowej pewności, ale to nadrobi. Jako zespół, dziewczyny tworzą fajną, zgraną całość.

Czy kadrowo jest to najsilniejszy skład jaki mógł pan wystawić?

- Na tę chwilę tak, aczkolwiek wcześniej z dwunastki wypadły mi cztery podstawowe zawodniczki. Trzy z nich to skrzydłowe, z czego dwie - Tczak i Górna to szczypiornistki na europejskim poziomie, które w każdym ze spotkań zdobywały po 6-8 bramek z kontry. Brakuje też kołowej Godziszewskiej, która dowodziła obroną oraz skrzydłowej Jurczyk.

Co powinno być siłą pana zespołu?

- Zgrany kolektyw. Nie mamy takiej jednej zawodniczki, która ciągnęłaby zespół za uszy jak Nefedova z Rosji. Stanowimy raczej całość, każda ze szczypiornistek może wnieść coś do gry. Trzeba wierzyć, że coś ugramy.

Źródło artykułu: