Losy sobotniego pojedynku Gwardii Opole z SPR-em Stalą Mielec przybrały zupełnie niespodziewanego obrotu. Faworyzowani mielczanie byli zupełnie bezradni w pierwszej połowie, którą przegrali aż 9:20. Po przerwie rozpoczęli jednak szaleńczą pogoń i omal nie wywieźli z Opolszczyzny kompletu punktów. - Takie mecze zdarzają się rzadko. Gdyby w przerwie ktoś powiedział, że mecz skończy się remisem, wzięlibyśmy taki wynik w ciemno. Cieszymy się chociaż z tego punktu. Po katastrofalnej pierwszej części, w drugiej pokazaliśmy charakter. Może podniesie to nasze morale, bo start rozgrywek mamy trochę nieudany - powiedział Grzegorz Sobut.
Po czterech kolejkach zespół Ryszarda Skutnika ma na swoim koncie zaledwie 3 punkty. - Mierzyliśmy się z przeciwnikami, z którymi powinniśmy wygrywać. Beniaminek beniaminkiem, ale w sobotę takiego wyniku do przerwy się nie spodziewałem. Schody zaczynają się dla nas dopiero teraz. Najpierw gramy u siebie z Górnikiem Zabrze, a potem podejmujemy inne drużyny z górnej półki, choćby Vive Targi Kielce czy Orlen Wisłę Płock - dodaje rozgrywający "Czeczeńców".
Jednym z czynników, które mogły wpłynąć na słaby początek rozgrywek ligowych w wykonaniu mielczan są z pewnością liczne kontuzje. - Na pewno miało to jakieś znaczenie. Ciężko trenować, gdy ma się do dyspozycji dziewięciu zawodników plus bramkarzy. Niektóre z tych urazów są drobne, ale mimo to wykluczają kogoś z treningów na półtora tygodnia bądź dwa, co wybija z rytmu. Jesteśmy jednak profesjonalistami i powinniśmy sobie radzić w takich sytuacjach - kończy Sobut.