Przed tygodniem grodkowianie rozgromili AZS UMCS Lublin 40:21, a mając w pamięci wyrównany, minimalnie przegrany mecz z Siódemką Miedź Legnica na inaugurację rozgrywek, mogli mieć nadzieję, że stać ich będzie na przyzwoite granie z głównym faworytem do awansu. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Olimp został dosłownie zmieciony z parkietu i przegrał ze Śląskiem 12:46 (4:20)! - Jestem trenerem od czterdziestu lat, ale tak wysoko nie przegrała jeszcze żadna moja drużyna - wyznał po meczu zdruzgotany opiekun miejscowych Zdzisław Zielonka.
W sobotę goście zademonstrowali grę na pułapie prawdopodobnie nieosiągalnym dla żadnego zespołu z grupy B I ligi: kapitalna, żelazna defensywa, świetni bramkarze i skuteczna do bólu gra w ataku.
Na początku z prowadzenia 1:0, a następnie 2:1 cieszyli się gospodarze. Nikt chyba nie przypuszczał, że do końca meczu grodkowianie zdobędą jeszcze tylko dziesięć bramek. A tak właśnie było. Gracze Aleksandra Malinowskiego rozpoczęli prawdziwą rzeź niewiniątek. Na pięć kolejnych trafień Wojskowych Olimp odpowiedział tylko raz. Potem była jeszcze bardziej imponująca seria ośmiu kolejnych bramek i wynik 14:3 dla Śląska w 22. minucie. Uwijający się między słupkami golkiper Śląska Marcin Schodowski miał już na koncie dwa obronione rzuty karne i kilka ośmieszających rywali interwencji. W całym meczu bodaj czterokrotnie po rzutach piłkarzy Olimpu złapał piłkę w dwie ręce. - To był na pewno udany mecz dla mnie, ale i chłopaki napracowali się w obronie. Naprawdę super gramy w obronie i cieszę się, że to co robimy na treningach tak dobrze wychodzi na meczach - tłumaczył Schodowski. Jego show trwało do 40. minuty. Opuścił parkiet przy stanie 29:6 dla swojej drużyny, a między słupkami godnie zastąpił go Julien Philippe.
Śląsk ani myślał zadowalać się już i tak bardzo wysokim prowadzeniem. Maciej Ścigaj do spółki z Arkadiuszem Miszką regularnie śrutowali siatkę bramki Olimpu, śrubując wynik do niebotycznych rozmiarów. Do bramki Olimpu trafili zresztą wszyscy gracze z pola wrocławskiego zespołu. - Śląsk grał do końca tak, jakby walczył o mistrzostwo świata - chwalił rywali trener Zielonka. - Do każdego przeciwnika podchodzimy profesjonalnie. Tego oczekujemy sami od siebie i tego wymaga od nas trener. W każdym meczu pokazujemy styl i jakość swojej gry - zapewnia Schodowski, który po meczu zastanawiał się czy kiedykolwiek jego drużyna wygrała wyżej. - Pamiętam, że jeszcze w ŚKPR-ze Świdnica wygraliśmy bardzo wysoko w Nowej Soli, ale czy aż tyle? Podpowiadamy: W meczu, o którym wspominał popularny Chips, świdniczanie w sezonie 2010/11 wygrali 45:16, a zatem osobisty rekord bramkarza Śląska został ustanowiony w Grodkowie.
Po takiej kanonadzie blady strach może paść na beniaminka z Lublina, który za tydzień zagra w hali Śląska. Mecz meczowi nierówny, ale biorąc pod uwagę, że Olimp ograł akademików różnicą 19 goli, a ze Śląskiem poległ 34, to kolejny rekordowy triumf wojskowych jest bardzo prawdopodobny.
UKS Olimp Grodków - Śląsk Wrocław 12:46 (4:20)
Olimp: Wasilewicz, Olichwer, Fiodor - Górny 4, Piech 3 Kolanko 2, Żubrowski 2, M. Biernat 1, Dziurgot, Chmiel, Smoliński, P. Biernat, Urban, Ogorzelec
Kary: 12 minut
Karne: 5/2
Śląsk: Schodowski, Philippe - Ścigaj 11, Miszka 8, Nowak 5, Herudziński 4, Baran 4, Jarowicz 3, Płonka 3, Krupa 2, Gałat 2, Koprowski 2, Wróblewski 2
Kary; 12 minut
Karne: 5/5
Sędziowali: Kołodziej, Bryła (Kielce)
Widzów: 300