Zespół z Wielkopolski przygodę na pierwszoligowym froncie rozpoczął wprawdzie od porażki, rywalem MKS-u była jednak zaprawiona w bojach na tym poziomie rozgrywek Polski Cukier Pomezania, a mecz odbywał się w Malborku. Już tydzień później było znaczenie lepiej, bo poznaniacy we własnej hali pokonali SMS ZPRP Gdańsk.
Następnie w spotkaniu derbowym podopieczni Domana Leitgebera zdystansowali Grunwald, a w czwartej kolejce pokonali Vetrex Sokół Kościerzyna. Po świetnym początku przyszły porażki z Wybrzeżem Gdańsk i Wolsztyniakiem Wolsztyn, już w starciu z AZS UW Warszawa MKS ponownie pokazał jednak, że w tej lidze może być groźny dla każdego.
- Czy nasze wyniki są niespodziewane? Cóż, przed rozgrywkami było ciężko przewidzieć, na co nas faktycznie stać. W poprzednim sezonie nie przegraliśmy żadnego meczu, była to jednak druga liga, a różnica między nią a pierwszą jest kolosalna, co widać zwłaszcza po beniaminkach z drugiej grupy - nie kryje Leitgeber w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Rezultaty osiągane przez jego zespół to wynik ambicji oraz litrów potu wylanych na treningach. - Pracujemy solidnie, wspólnie udało nam się stworzyć fajną atmosferę. W naszej drużynie nie ma gwiazd, ani lidera, bez którego nie można wygrać. Każdy zawodnik coś dorzuca i wnosi do gry zespołu, a w spotkaniu z AZS UW na dokładkę zaczęliśmy wreszcie bronić - wyjaśnia trener poznaniaków.
Zwycięstwo odniesione nad stołecznymi Akademikami cieszy trenera MKS-u tym bardziej, że przy Banacha musiał on radzić sobie z brakiem kilku ważnych zawodników. - Nie mieliśmy pięciu graczy, a na samym początku spotkania wypadł nam szósty. W takich sytuacjach ciężko jest ułożyć zespół, jednak w tym wypadku ambicja, wola walki i wiara w to, co robimy sprawiła, że do domu mogliśmy wracać z uśmiechem na ustach - mówi Leitgeber.
Teraz jego zespół czeka świąteczna przerwa, po zakończeniu której MKS podejmie Nielbę Wągrowiec. Następnie beniaminka czekają trudne wyjazdy do Olsztyna i Gdyni, a listopad poznaniacy zwieńczą domowym meczem z Realem Astromal Leszno.