Sobotnie spotkanie było bardzo emocjonujące, a na parkiecie nie brakowało nieoczekiwanych zwrotów akcji. Obie drużyny bardzo długo prowadziły mecz w rytmie bramka za bramką, a jako pierwsi większą przewagę zdołali osiągnąć gospodarze. Rywale wyrównali stosunkowo szybko, na osiem minut przed finałową syreną zyskując nawet cztery bramki zaliczki, by zwyciężyć ostatecznie 26:23.
- Na samym początku spotkania kontuzji doznał Mateusz Lubiewski, stąd nie mieliśmy zbyt dużego pola manewru, bo z powodu urazów już przed meczem brakowało nam pięciu zawodników. Mimo braków kadrowych potrafiliśmy jednak stworzyć zespół. Pokazaliśmy charakter, wolę walki oraz wiarę w to, co robimy. Zdobyliśmy bardzo cenne punkty, których potrzebowaliśmy i teraz do świątecznej przerwy możemy przystępować w dobrych nastrojach - nie kryje Leitgeber w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Było nerwowo, emocji nie brakowało i kibice z pewnością mogą być zadowoleni, że oglądali ciekawe widowisko.
Oddzielny akapit po sobotnim spotkaniu poświęcić należy prowadzącym mecz Andrzejowi Jarzynce i Iwonie Siedlarz. - Ja nie jestem od tego, aby się na taki temat wypowiadać, ale mam pewien apel. Skoro od klubów, zawodników i trenerów wymaga się, aby niezmiennie podnosili swój poziom, to warto byłoby także zainteresować się tymi, którzy sportowe widowiska czasem psują - podkreśla szkoleniowiec poznańskiej siódemki.
- Panie i panowie z gwizdkami powinni być tylko dodatkiem do całej zabawy i prowadzić spotkanie w taki sposób, aby nie było ich widać. W naszym meczu nie do końca się z tego wywiązali, gubiąc się zarówno w jedną, jak i w drugą stronę oraz niepotrzebnie wprowadzając w samej końcówce na parkiet nerwową atmosferę - przyznaje. - Ja moim chłopakom jeszcze raz dziękuję za walkę. Pokazaliśmy w tym meczu, że stać nas na dobrą grę. Zdobyliśmy dwa punkty, których naprawdę potrzebowaliśmy.