Historia zatoczyła koło. Po raz kolejny okazało się bowiem, że faworyt z Lubina w starciu z SPR-em Pogonią Baltica Szczecin potrafił zgubić punkty. Tym razem zdecydowała o tym świetnie rozegrana końcówka meczu w wykonaniu gospodyń, które dosłownie rzutem na taśmę zdołały wyszarpać punkt. - Tak, zgadza się. Każda z nas walczyła i wkładała całą energię, którą miała. Dla nas ten remis jest jak zwycięstwo. Nie ukrywam, że publiczność dodała nam skrzydeł i dzięki temu mamy punkt - przyznała szczęśliwa Monika Stachowska.
Bardzo charakterystyczne było również ustawienie taktyczne ekipy Adriana Struzika. Przez znaczną część pierwszej połowy gospodynie zagrały obroną 5:1, a przez chwilę nawet 4:2. Przysłowiową "łatkę" dostała Joanna Obrusiewicz. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ten manewr na reprezentacyjnej rozgrywającej nie zrobił wrażenia. Z drugiej jednak strony liczy się efekt końcowy, a ten jest dla gospodyń korzystny. - Przeciwko tak wysokiej obronie, jaką gra Zagłębie, nie sposób bronić się w strefie 6:0. Stąd też tak różne rozwiązania w ataku, natomiast w obronie musiałyśmy coś zmienić, dlatego, że w drugiej połowie przegrywałyśmy trzema bramkami, a trzy gole z Zagłębiem Lubin to jest jednak dużo. Udało się, zdało egzamin. Jest remis - oceniła obrotowa.
Dla reprezentantki Polski ten mecz był udany z jeszcze jednego względu. W całym spotkaniu rzuciła łącznie aż 8 bramek i, co ciekawe, nie wszystkie z nich padły z koła. Stachowska z pewnością szczególnie mocno zapamięta tę z 52. minuty, kiedy to z okolic 10 metra posłała prawdziwą bombę nie dając szans na interwencję Monice Maliczkiewicz. - (śmiech). To był tzw. rzut lobem Moniki Stachowskiej.
Nie zadrżała jej ręka także w ostatnim rzucie meczu, kiedy to wykonywała rzut karny. Bardziej jednak zwróciła uwagę na grę swoich koleżanek niż swoją własną. - Wszystkie na to zapracowałyśmy. Każdej zawodniczce, i tej, która grała, i tej, która siedziała na ławce należą się brawa.
Pozdrowienia od kibica Olimpii - Beskid Nowy Sącz.