Była to trzecia derbowa potyczka obu drużyn. W poprzednim sezonie raz wygrał ŚKPR, raz górą był Śląsk. Bilans poprawili goście, pewnie zwyciężając 38:24 (16:11).
Świdniczanie wyszli na parkiet mocno zmobilizowani. Potwierdziły się słowa trenera Krzysztofa Terebuna, który zapowiadał, że jego podopieczni będą walczyć i mają pomysł jak utrudnić życie faworytowi. Elementem zaskoczenia miała być obrona 4+2 i trzeba przyznać, że początkowo wrocławianie średnio radzili sobie z takim systemem gry defensywnej. Lider popełniał sporo własnych błędów. Bardzo dobrze w bramce ŚKPR-u spisywał się Bartłomiej Pawlak, a skutecznością rzutów z dystansu tradycyjnie imponował Mateusz Piędziak. W efekcie kibice oglądali naprawdę wyrównane zawody. Ba! W 14. minucie to gospodarze prowadzili 7:5. Pięć minut później było jeszcze 8:8, ale w końcu górę zaczęło brać większe doświadczenie i umiejętności podopiecznych Aleksandra Malinowskiego. Prawdziwy dzień konia miał lewoskrzydłowy Śląska Łukasz Płonka (11 bramek). W końcówce pierwszej części regularniej zaczęli trafiać też Arkadiusz Miszka i Łukasz Jarowicz i Śląsk odskoczył na pięć trafień (16:11).
Na początku drugiej połowy ŚKPR zbliżył się jeszcze na dystans czterech bramek (13:17) w 32. minucie, ale nie ustrzegł się też własnych błędów. Seria nieudanych akcji napędzała zabójczą broń gości - kontratak. W 44. minucie WKS po raz pierwszy uzyskał dziesięć bramek przewagi (27:17), a sześć minut później było już 33:19.
W końcówce spotkania gra znów się wyrównała. Gospodarze ambitnie walczyli o możliwie najkorzystniejszy wynik i ostatecznie polegli 24:38. Biorąc pod uwagę, że w tym sezonie Śląsk dwukrotnie wygrywał na wyjazdach różnicą ponad 30 trafień, rezultat osiągnięty przez walczące o utrzymanie Szare Wilki nie jest tragiczny. Trener Terebun był nawet umiarkowanie zadowolony z postawy swojego zespołu. - Trzeba mierzyć siły na zamiary. Graliśmy z zespołem, w którym większość ludzi ma przeszłość w Superlidze, a niektórzy nawet w kadrach. Do tego Śląsk ma bardzo szeroką, doświadczoną ławkę. Przed meczem porażkę dychą brałbym w ciemno. Uważam nawet, że była szansa skończyć zawody z 5-7 bramkami straty. O naszej wysokiej porażce zadecydował początek drugiej połowy. Bardzo słabe dziesięć minut, poszły kontry, Śląsk odskoczył na dziesięć bramek i z chłopaków zeszło powietrze - mówi Terebun. - Po dwóch dramatycznie słabych meczach, zagraliśmy niezłe spotkanie. To dobry prognostyk przed bardzo ważnymi dla nas meczami z Ostrovią i Anilaną.
W podobnym tonie wypowiadał się golkiper miejscowych Bartłomiej Pawlak. - Były przebłyski naprawdę dobrej gry. I w obronie i w ataku. Myślę, że z przebiegu meczu nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę.
Wesołej miny nie miał bardzo wymagający wobec swoich graczy trener Śląska Aleksander Malinowski. - To był mecz bez historii, skoro po takiej grze wygraliśmy czternastoma bramkami. Przed nami wciąż bardzo dużo pracy, bo oczekuję od tych zawodników, że mając takie umiejętności i potencjał będą potrafili sami zastosować pewne rozwiązania na boisku, a nie czekać aż wskaże im je trener - mówił Malinowski. Dodajmy, że w Świdnicy białoruski szkoleniowiec musiał trzy razy prosić o czas dla swojej drużyny.
ŚKPR Świdnica - Śląsk Wrocław 24:38 (11:16)
ŚKPR: Pawlak, Gątko, Bajkliewicz - S. Makowiejew 8, Piędziak 7, K. Rogaczewski 4, Misiejuk 2, P. Rogaczewski 2, Rzepecki 1, Węcek, W. Makowiejew, Motylewski, Brygier, Pułka
Śląsk: Schodowski, Philippe - Płonka 11, Miszka 7, Jarowicz 4, Kryński 4, Wróblewski 3, Ścigaj 3, Gałat 2, Koprowski 2, Herudziński 1, Baran 1, Nowak
Kary: ŚKPR 8 minut, Śląsk 6 minut
Karne: ŚKPR 1/1, Śląsk 5/4
Przebieg meczu: 5' 2:1, 10' 3:5, 15' 7:6, 20' 8:10, 25' 9:13, 30' 11:16, 35' 13:19, 40' 15:23, 45' 18:28, 50' 20:33, 55' 21:36, 60' 24:38
Sędziowali: Stężowski (Lubin), Ziablicki (Jelenia Góra)
Delegat ZPRP: Jaworski (Głogów)
Widzów: 300