Kamil Kołsut: W tak dużym kryzysie, jak obecnie, Orlen Wisła Płock za kadencji Manolo Cadenasa jeszcze nie była. Co się z wami dzieje?
Marcin Lijewski: Gdybyśmy wiedzieli, skąd biorą się nasze słabsze występy, to z pewnością zaradzilibyśmy temu już wcześniej. W ostatnich meczach nic nie idzie po naszej myśli. Początkowo myśleliśmy, że jest to spowodowane cięższymi zajęciami prowadzonymi w kontekście późniejszej fazy sezonu, ale ostatnio trener nam odpuścił, a na parkiecie nic się nie zmieniło. Wciąż gramy tak, jakbyśmy zapomnieli, o co chodzi w piłce ręcznej. Kryzys jest. Musimy jednak przez niego przejść wszyscy razem, jak jeden organizm. Zostawić to, co było, i patrzeć tylko przed siebie.
Kibice spekulują, że na waszą słabszą postawę w ostatnich meczach mogły mieć wpływ względy pozasportowe. Zawodników pewnych swojej przyszłości można policzyć w Płocku na palcach jednej ręki.
- Nie ma to nic wspólnego z prawdą. Takie spekulacje pojawiają się zawsze. Kiedy grałem w Niemczech, było podobnie. Gdy zespół przegrywał dwa czy trzy mecze, od razu pojawiały się podobne sygnały, płynące przede wszystkim od dziennikarzy. Nic z tych rzeczy na pewno się u nas nie dzieje.
Może więc problemem jest to, że ci, których kontrakty z klubem wygasają, na parkiecie za bardzo chcą? Pierwsze skrzypce grają nerwy?
- Trzeba się o to zapytać tych zawodników, którzy znajdują się obecnie w takiej sytuacji. Faktem jest, że gramy spięci, na parkiecie nie ma luzu. Każdy zawodnik, zanim coś zrobi, myśli trzy razy, a to jest już za dużo. Piłka ręczna jest szybkim sportem, a pewne rzeczy muszą być wykonywane automatycznie.
Po ligowej porażce w Puławach doszło do spotkania sztabu szkoleniowego z zarządem klubu. Doszły do was po jego zakończeniu jakieś sygnały, jak na całą sprawę patrzy prezes Raczkowski?
- Z tym pytaniem należy się zwrócić do prezesa. My też mieliśmy z nim swoje spotkanie, w jego trakcie nie spotkała nas jednak żadna reprymenda. Po prostu przekazano nam gorący apel, abyśmy pokazali, na co nas stać i znowu byli drużyną, która awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów oraz grała w niej z najlepszymi jak równy z równym. Takim właśnie zespołem jesteśmy. Musimy po prostu z powrotem wskoczyć w odpowiednie tory i jechać nimi do końca sezonu. Oby do tego doszło jak najszybciej.
Po ostatnich kiepskich występach są powody do optymizmu?
- Na pewno mamy jeszcze bardzo dużo szans, żeby mieć sporo radości z tego sezonu. Musimy patrzeć na naszą sytuację w ten sposób. Tego, co było, zmienić już nie zdołamy. Fakt faktem, że nikt z nas nie jest zadowolony z obecnej sytuacji, a atmosferze do radości daleko. Sezon to jednak długotrwały proces, na który składają się upadki i wzloty. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet najlepsze drużyny na świecie miewają gorsze momenty. Warto tu przytoczyć chociażby przykład naszego odwiecznego rywala z Kielc, który też miał w tym sezonie zaskakującą fazę, kiedy przegrał kilka meczów, których przegrać nie powinien. My znajdujemy się obecnie w podobnym momencie. Zadaniem trenera oraz całej drużyny jest to, aby z marazmu wyjść jak najszybciej.
Zwłaszcza, że walka o trofea dopiero się zaczyna. Sezon w wykonaniu Orlen Wisły Płock będziemy oceniać przez pryzmat tego, co wydarzy się w ciągu kilku najbliższych tygodni.
- Dokładnie! Gorsza forma dopadła nas w momencie, w którym tak naprawdę do przegrania mamy jeszcze niewiele. W Kwidzynie w pewnym momencie było gorąco, ale zdołaliśmy awansować do turnieju Final Four, cel został więc zrealizowany. W lidze też nic nam się złego stać nie może i fazę zasadniczą zakończymy na drugim miejscu.
Duże znaczenie będzie miało dla was to, że już niebawem na parkiet wróci Mariusz Jurkiewicz. Jego brak w ostatnich meczach był mocno widoczny.
- Byłbym hipokrytą mówiąc, że za nim nie tęsknimy.
Vive po zmianie trenera wskoczyło na jeszcze wyższy poziom. Kiedy patrzycie na kielczan, to widzicie rywala, którego można pokonać?
- Vive to jest zespół, który w tym roku ma szansę wygrać Ligę Mistrzów. My takiej szansy nie mamy. Przystępujemy do tej rywalizacji trochę jak do walki Dawida z Goliatem. Nowy trener tchnął w kielczan nowego ducha i widać, że ta drużyna się rozwija. Zobaczymy, jak będzie w naszym przypadku. Nie ma rzeczy niemożliwych.
Do konfrontacji z MKB Veszprem przystępujecie z podobnym nastawieniem?
- Dokładnie tak. Veszprem to klasowy zespół, który od wielu lat bez problemu radzi sobie w tej fazie rozgrywek Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że Węgrzy nas zlekceważą i będziemy mieli szansę ich za to ukarać. Nie pozostaje nam nic innego, jak wyjść na parkiet oraz walczyć. Jeżeli to zrobimy i zagramy dobry mecz, to wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza w Orlen Arenie.