Udany rewanż. Tak można powiedzieć o zwycięstwie w Szczecinie ekipy Antoniego Pareckiego w pierwszym meczu play-off. Z obozu elblążanek nie brakowało sygnałów, że właśnie z takim zamiarem przyjadą do Grodu Gryfa. - Powiem tak, Puchar Polski to była bardzo fajna przygoda. To były dwa mecze. Jednak trzeba powiedzieć, że liga to jest zupełnie co innego. Inne spotkania, inne napięcie. Teraz możemy wejść do czwórki i gra się nam całkiem inaczej. To jest taka presja, która dodaje skrzydeł i chyba więcej sił. Można powiedzieć, że całe szczęście, że wtedy przegrałyśmy, bo teraz wzięłyśmy odwet - powiedziała na łamach portalu SportoweFakty.pl Edyta Szymańska.
Start na prowadzenie, którego nie oddał już do końca zawodów, wyszedł w 22. minucie. 24-latka przyznała, że w zwycięstwo swojej drużyny nie wątpiła od momentu wejścia na parkiet, ale dopiero w drugiej połowie poczuła, że nic złego stać się już nie może. - Wierzyłyśmy od samego początku. Jakbyśmy myślały, że przegramy to w ogóle nie wychodziłybyśmy na parkiet. Niemniej jednak, już w drugiej połowie, kiedy nasza przewaga wzrosła do 3-4 bramek i złapałyśmy ten wiatr w żagle to wydaje mi się, że było już po meczu. Pomogła nam nasza bramkarka, my też trafiałyśmy.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Sama zainteresowana zdobyła w tym meczu siedem bramek i wszystkie w kluczowych momentach tego spotkania. Do swojej gry miała jednak pewne zastrzeżenia. - Bramki zawsze bardzo miło się zdobywa. Cóż mogę powiedzieć, na pewno trochę błędów było, ale najważniejsze, że wygrałyśmy. Myślę, że cały zespół zagrał bardzo dobrze. Każda rzuciła swoje ważne bramki. Dobrze zagrałyśmy w obronie. Wydaje mi się, że bramkarka zagrała u nas na wysokim poziomie - rzuciła już na koniec Szymańska.