Marta Gęga: Sama nic bym nie zdziałała

Szczypiornistki Pogoni Baltica Szczecin musiały uznać wyższość obrończyń tytułu. - Play-offy rządzą się własnymi prawami - przyznała tuż po meczu jedna z bohaterek kilku ostatnich akcji Marta Gęga.

Obrończynie mistrzowskiego trofeum, MKS Selgros Lublin w sobotnim meczu półfinałowym play-off z SPR Pogonią Baltica Szczecin potrzebowały dogrywki, by ostatecznie przypieczętować swój cel i awansować do wielkiego finału, w którym czekała już drużyna z Dolnego Śląska, KGHM Metraco Zagłębie Lubin. - Wiedziałyśmy, że nie będzie łatwo. Nastawiałyśmy się przed tym mecze tak, jakby było 0:0. Pogoń jest dobrym przeciwnikiem. Mają dobrą ekipę. Zaskoczyły nas swoją grą w tym dniu. My jednak zrealizowałyśmy to, co miałyśmy. Nie wyszedł nam trochę początek tego meczu, ale ostatecznie wyjeżdżamy stąd z trzema zwycięstwami i bardzo się z tego cieszymy - nie ukrywała radości Marta Gęga.
[ad=rectangle]
Dysponująca bardzo dobrymi warunkami fizycznymi (184 cm wzrostu) i silnym rzutem z 9 metra, czego zresztą sama nie ukrywa, błysnęła w najważniejszym momencie meczu. W czasie dogrywki wzięła na siebie ciężar zdobywania bramek rzucając ich aż trzy w przeciągu trzech minut. - To jest tak, że jedna zawodniczka nic nie zdziała, także gratulacje dla całego naszego zespołu. Gdyby nie ich współpraca ze mną, ani na odwrót - moja z nimi - to nic byśmy tutaj generalnie nie ugrały. Ukłony w kierunku sztabu szkoleniowego i koleżanek - dość skromnie oceniła swoją postawę sama zainteresowana.

Rzuty Gęgi okazały się być kluczowe dla losów meczu
Rzuty Gęgi okazały się być kluczowe dla losów meczu

Na koniec przyznała, że ani ona, ani żadna z jej koleżanek nie spodziewała się takiego rozstrzygnięcia tego spotkania. - Pewnie, że nie. Play-offy rządzą się własnymi prawami. To był już trzeci mecz z rzędu. Znamy się, jak łyse konie. Ciężko jest grać trzeci mecz z rzędu. One znają nas, my ich. Naprawdę nie było łatwo, ale jest dobrze. Wyjeżdżamy z osiągniętym celem - podsumowała Gęga.

Źródło artykułu: