SPR Pogoń Baltica Szczecin nie sprostała mistrzyniom Polski z Lublina w trzecim spotkaniu półfinału play-off. Niemniej jednak wielu obserwatorów, jak i same przeciwniczki, pozytywnie komentowały postawę gospodyń tego widowiska. Wśród kibiców z kolei dało się słyszeć słowa, że była to "piękna porażka po dobrej grze". - Była pełna koncentracja. Umówmy się, to jest gra, a póki piłka w grze wszystko się może zdarzyć. Mówi się, że kto nie wygrywa 3:0, ten przegrywa 3:2 - przypomniała to sportowe powiedzenie Katarzyna Duran.
[ad=rectangle]
- Na pewno takie miałyśmy marzenie, ale nie udało się. Cieszy nasza postawa. Była walka do samego końca o każdą piłkę. To napawa nas optymizmem przed meczami z Vistalem. Jednak przegrałyśmy. Jest więc niesmak, niedosyt. Mimo wszystko chciałyśmy ten mecz wygrać. Nawet gdybyśmy miały przegrać w niedzielę, nie kalkulowałyśmy. Ten mecz był dla nas najważniejszy, więc ciągnęłyśmy go na "maksa". Wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na parkiecie - dodała rozgrywająca.
W pewnym momencie meczu Duran opuściła parkiet z urazem. Zapytana, czy jest to coś poważnego, odpowiedziała w iście żartobliwy sposób. - Ten mecz kosztował nas sporo sił. Nie mam palca, nie mam nogi. Nie wiem co będzie dalej. Trzeba się liczyć z tym, że w tym wieku, jak coś nie boli, to człowiek powinien leżeć w trumnie. Jak w niedzielę wstanę z łóżka to znaczy, że będzie dobrze.
Na pierwszą przerwę obie siódemki zeszły przy stanie 15:18. Rodowita gryfinianka przyznała, ze w szatni panował spokój. - To było o tyle dziwne, że za chwilę przegrywałyśmy czterema i potrafiłyśmy to odrobić. Te trzy bramki nie były więc dla nas jakieś specyficzne. Miałyśmy przed sobą jeszcze 30 minut grania, a potem się okazało, że nawet 40. W szatni nie było żadnego ciśnienia. Była mowa o tym, co musimy poprawić, co ulepszyć. Krótko mówiąc: bronić szczelnie, rzucać celnie.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Kluczowe dla losów meczu mogły być ostatnie 19 sekund regulaminowego czasu gry, kiedy to o minutę przerwy poprosiła trenerka MKS- Selgros Sabina Włodek. Praworęczna rozgrywająca już raz podobną sytuację w Pogoni Baltica przeżyła. - Pokazał to mecz z Vistalem, w którym gdynianki wrzuciły nam taką bramkę w samej końcówce. Szkoda takich akcji. W tym momencie człowiek jednak nie myśli. Wtedy liczy się, by wyjść do zawodniczki i ją zatrzymać, nie dać jej podać, nie dać rzucić, a nawet "wydrapać oczy", jeśli nie byłoby to karane. To oczywiście żart. Kto ma w tym momencie piłkę, ten jest panem. Tak samo było w tym przypadku. Nerwy były przez cały mecz, a nie tylko przez te ostatnie 19 sekund - dodała na koniec.