Mateusz Kornecki to młody, niezwykle utalentowany bramkarz. Już w poprzednim sezonie golkiper Górnika Zabrze pojawiał się na placu gry w kryzysowych momentach i potrafił ratować śląskiej drużynie punkty. Nie inaczej było w Puławach, gdzie 20-latek uratował Trójkolorowym komplet punktów.
[ad=rectangle]
Co prawda przeciwko Azotom cała zabrzańska drużyna zagrała dobre zawody, zwłaszcza w defensywie stanowiąc zaporę trudną do przejścia. To fakt godzien uwagi, gdyż na Lubelszczyznę nie pojechał kluczowy dotychczas zawodnik destrukcji górniczej drużyny Adam Twardo, który zmaga się z kontuzją mięśnia dwugłowego.
Jeśli jednak za grę w obronie należałoby wystawić indywidualną laurkę, to na pewno na tę zasłużył Kornecki. W poprzednich meczach PGNiG Superligi i Pucharu EHF w bramce brązowego medalisty poprzedniego sezonu stawali zazwyczaj znacznie bardziej od Korneckiego doświadczeni Sebastian Kicki i Sebastian Suchowicz, którzy ratowali zespół w opresji.
W prestiżowym pojedynku w Puławach szansy z prawdziwego zdarzenia doczekał się wychowanek KSSPR Końskie i nadziei trenera Patrika Liljestranda nie zawiódł. - Mati zagrał bardzo dobre zawody. Bramka to newralgiczna pozycja, dlatego bardzo ważne jest to, by drużyna mogła liczyć na golkipera. W Puławach taką ostoją był właśnie Kornecki. Oby więcej takich meczów w jego wykonaniu - kiwa głową z uznaniem szwedzki szkoleniowiec Górnika.
Młody bramkarz Trójkolorowych obronił w tym meczu cztery rzuty karne, w tym jeden - kluczowy dla losów meczu - na kilkanaście sekund przed końcem gry. To pozwoliło zabrzanom na obronę jednobramkowej zaliczki i wywiezienie z arcytrudnego terenu kompletu punktów. Tym samym Górnik wziął na Azotach rewanż za jesienną porażkę z ubiegłego roku, gdzie górą o jedną bramkę byli szczypiorniści z Puław.
Ocena Liljestranda jest o tyle cenna, że trener zabrzan za czasów kariery zawodniczej także był bramkarzem i z reprezentacją swojego kraju sięgnął po srebrny medal Igrzysk Olimpijskich 1992 w Barcelonie.