Choć w tabeli obie drużyny różniło aż 6 miejsc, faworytem w przedmeczowych
rozważaniach ekspertów, jak i bezstronnych kibiców był zespół gospodarzy.
ŚKPR wprawdzie udanie rozpoczął rozgrywki, lecz oba zwycięstwa uzyskał z drużynom beniaminków z Zielonej Góry i Ostrowca Świętokrzyskiego. Tymczasem
Czuwaj uległ MKS-owi Kalisz i potentatowi I-ligowemu - PE Gwardii Opole.
Dlatego też sobotnie spotkanie mogło udzielić odpowiedzi na sporo pytań.
[ad=rectangle]
Mecz nie rozpoczął się tradycyjnie o godzinie 18:00, a z niemal półgodzinnym opóźnieniem. Przyczyną była kontrola Inspekcji Transportu Drogowego, którą napotkał autokar z zawodnikami gości w okolicach Rzeszowa. Trzeba przyznać, że funkcjonariusze, którzy zatrzymali podopiecznych Krzysztof Terebuna nie wykazali się szczególną empatią i mogli wprowadzić w drużynie Szarych Wilków sporo nerwowości. Kolejną złą informacją dla szkoleniowca klubu ze Świdnicy, o której wiadomo już kilka dni przed meczem było odejście do LKPR-u Moto-Jelcz Oława Władysława Makowiejewa. Z kolei miło zaskoczeni mogli być dzisiaj miejscowi. Trybuny obiektu POSiR-u przy Mickiewicza 30 wypełniły się niemal w 2/3. Walka o kibica prowadzona od pewnego czasu przez zarząd SRS-u wyraźnie zaczyna zbierać swoje żniwa i być może wkrótce popularna Twierdza Przemyśl zabłyśnie dawnym blaskiem.
Mecz rozpoczęli goście, którzy zdobyli także pierwszego gola autorstwa
Konrada Krzaczyńskiego. Premierowy kwadrans był zdecydowanie najlepszym
okresem ŚKPR-u w tym meczu, a także jedynym, w którym mógł realnie zagrozić
Czuwajowi. Dobrze w mecz wszedł Damian Karpiński i w 6. minucie przyjezdni
prowadzili 3:1. Szybko jednak dali się dogonić, a po rzucie karnym Pawła Puszkarskiego utracili prowadzenie na rzecz Harcerzy. Po chwili po dwóch
udanych próbach Pawła Stołowskiego SRS wygrywał 7:5. Przewagę mógł
powiększyć Puszkarski, ale tym razem jego druga próba z linii siódmego metra
była nieskuteczna.
Pomiędzy 16. a 25. minutą świdniczanie zablokowali się w ataku, głównie za sprawą Henryka Rycharskiego, który był w bramce prawdziwą opoką. O byłym
golkiperze Mebli Wójcik Elbląg póki co można wypowiadać się w Przemyślu
tylko i wyłącznie w samych superlatywach. Już w debiucie przeciwko Opolskiej
Gwardii starał się jak mógł, ale z pomocą nie przyszli mu wówczas nieskuteczni w ataku koledzy. W sobotnim spotkaniu było zupełnie inaczej. Z drugiej linii bramkę ŚKPR-u ostrzeliwał Piotr Żak, ze skrzydła trafiał Mateusz Kroczek, a na kole dzielił i rządził Maciej Kubisztal. Prowadzenie 14:10 do przerwy było więc w pełni zasłużone,
choć mogło być ono wyższe, gdyby kolejny raz przemyślanie nie pomylili się przy wykonywaniu rzutu karnego. Tym razem pechowcem okazał się Stołowski.
Druga część meczu rozpoczęła się wyśmienicie dla miejscowych. Trzy gole z
rzędu kompletnie wybiły z uderzenia świdniczan, którym wizja powalczenia o 2
punkty coraz bardziej wymykała się z rąk. Zawodnicy z Dolnego Śląska zbliżyli się jeszcze dwukrotnie do gospodarzy na 5 bramek, ale w tym dniu nie dali rady wykrzesać z siebie czegoś więcej. Tymczasem Czuwaj idealnie układał sobie mecz i stopniowo powiększał przewagę. Jedynym elementem, za który podopieczni Piotra Kroczka i Przemysława Korobczaka powinni dostać ostrą burę w szatni były wspominane już karne. Tylko przy dwóch próbach spośród sześciu przyznanych przez arbitrów piłka znalazła drogę do siatki. Nieco lepiej w tym elemencie gry wyglądał ŚKPR, który wykorzystał 5 z 7 takich okazji. Dwukrotnie lepszy od Mateusza Piędziaka i Patryka Rogaczewskiego okazał się wchodzący z ławki Łukasz Orłowski.
W końcowych minutach, kiedy Czuwaj prowadził już 10 bramkami, trenerzy
przemyskiej drużyny zdecydowali o przesunięciu niektórych graczy na inne niż
ich nominalne pozycje. I tak na kole swoją szansę dostał Paweł Stołowski, na
skrzydle Paweł Puszkarski, a na rozegraniu Maciej Kubisztal. Eksperymenty
nie miały jednak większego wpływu na końcowy efekt, a w przyszłości mogą
być bardzo przydatne, gdyż Harcerze dysponują jedną z najwęższych ławek w
całej I lidze, w przeciwieństwie do ŚKPR-u. Świdniczanie przyjechali do Przemyśla w pełnym, 16-osobowym składzie, lecz kiedy zawodzili liderzy m.in. Mateusz Piędziak czy Kamil Rogaczewski, sztab szkoleniowy nie potrafił zastąpić ich wartościowymi zmiennikami.
Gospodarze wygrali ostatecznie 30:21. Całe spotkanie i ostatnie tygodnie można podsumować krótkim zdaniem - po burzy zawsze wychodzi słońce. I to słońce zaświeciło w oczekiwanym momencie nad Przemyślem. Za tydzień nadsańską ekipę ponownie czeka ponad 500-kilometrowa podróż - tym razem do Ostrowa Wielkopolskiego. Z kolei nad Świdnicą mogą zawisnąć czarne chmury. Czas łatwych spotkań już się skończył. Mecz z Czuwajem rozpoczął bardzo trudny terminarz dla Szarych Wilków. Na rozkładzie drużyny Krzysztofa Terebuna znajdują się bowiem odpowiednio KSSPR Końskie, Viret CMC Zawiercie, Siódemka Miedź Legnica i Olimpia Piekary Śląskie.
Czuwaj Przemyśl - ŚKPR Świdnica 30:21 (14:10)
Czuwaj: Rycharski, Orłowski - Puszkarski 4, Dejnaka, Stołowski 4, Hataś 4, Żak 6, Misiewicz 2, Skręt 1, Kroczek 4, Kubisztal 5
ŚKPR: Potocki, Bajkiewicz, Gil - Misiejuk 3, Węcek, Rzepecki, Piędziak 1, Czerwiński, Karpiński 6, Bieżyński 1, Chaber 1, Kamil Rogaczewski 1, Motylewski, Krzaczyński, Patryk Rogaczewski 6, Dębowczyk
Kary:
Czuwaj - 10 minut (Żak, Misiewicz - 4 min., Stołowski - 2 min.)
ŚKPR - 12 minut (Rzepecki, Misiejuk - 4 min., Piędziak, Czerwiński, Bieżyński - 2 min.)
Sędziowie: Michał Cieślik, Piotr Oleksyk (obaj Kielce)
Widzów: 400