Wojciech Zydroń: Potrafimy grać do końca

Sobotnie zwycięstwo Pogoni nad MMTS-em miało swój wymiar. Ugruntowało bowiem pozycję szczecinian w tabeli tuż przed play-off. - Wynik jest dla nas korzystny i o to chodziło - dodaje Zydroń.

Szóste zwycięstwo, choć już nie z rzędu, odnieśli w minioną sobotę szczypiorniści Pogoń Szczecin. Okazało się być ono jednym z bardzo ważnych, gwarantujących bowiem start w play-off z przynajmniej 4. lokaty. Szans na wyprzedzenie ekipy Rafała Białego nie ma już piąta PGE Stal Mielec. - Każde zawody są bardzo ważne. Nie możemy rozdzielać meczów ważnych i mniej ważnych. W każdym chcielibyśmy dopisywać punkty na swoje konto. Ja bym w tych kategoriach spotkań nie dzielił - stwierdził z kolei Wojciech Zydroń.
[ad=rectangle]
Ranga spotkania mogła jednak wpłynąć na tempo gry. Inicjatywa leżała po stronie gospodarzy, niemniej fragmentami wynik oscylował wokół remisu. - Ja powiem tak, trener uczulał nas, byśmy swoje akcje grali dłużej, by nie trwały one 5-6 podań. Mieliśmy problem ze zdobyciem bramki po zbyt krótkim czasie rozgrywania akcji. Wszystko, co było rozegrane trochę dłużej, z większą ilością zmian pozycji, kończyło się bramką, bądź chociaż sytuacją do jej zdobycia. Ogólnie uważam, że zespołu zwycięskiego nie powinno się rozliczać. Niemniej na pewno omówimy ten mecz, tak jak każdy inny, który analizujemy i wyciągamy wnioski - skomentował skrzydłowy.

Przyznał również, że do zespołu z Grodu Gryfa dochodziły sygnały o zapowiedziach rywala i chęci sprawienia niespodzianki. Przed meczem obaw jednak nie było. - Istotnie, docierały do nas takie informacje, że MMTS chce sprawić w Szczecinie niespodziankę. Myślę, że każdy zespół, który tutaj przyjeżdża, zamierza powalczyć i zdobyć komplet punktów, a naszym zadaniem jest odeprzeć te ataki. Tak stało się w sobotę. Niemniej były takie nerwowe momenty, w których MMTS nas dochodził. Pokazaliśmy, że potrafimy grać do końca, co udowadnia wynik końcowy - skwitował Zydroń.

Obraz gry znacząco zmieniło ustawienie w obronie. Portowcy wyszli do defensywy aż na 9 metr. Od tego momentu zaczęły się kłopoty kwidzynian. Ze stanu 24:23 zrobiło się 27:23, a kiedy na pięć minut przed końcem cios zadał Wojciech Jedziniak, było po meczu. - W pierwszej połowie Klinger był chyba jedynym zawodnikiem, który rzucał z drugiej linii. W drugiej też oddał kilka rzutów. On robił nam najwięcej szkody. Później stanęliśmy bardziej agresywnie. Udało nam się z tego "pociągnąć" kontrę, zmusić rywala do błędu. Bramkarz odbił nam kilka piłek. Wynik jest dla nas korzystny i o to w tym wszystkim chodziło - zakończył wypowiedź zdobywca 9 bramek.

Źródło artykułu: