Michał Kaniowski (trener AZS): Pogratuluję swoim zawodnikom za to, że się odbudowali i zdobyli maksymalną ilość punktów, którą mogli osiągnąć w tym okresie. Cieszę się, że zawodnicy podejmują walkę jaka była oczekiwana od nich od początku. Myślę, że było to także podziękowanie dla kibiców, którzy tak licznie stawili się jak na ostatnia drużynę w lidze. Zespół chciał pokazać, że te przeciwności i brak zwycięstw można nadrabiać i próbować walczyć w każdym spotkaniu. Można powiedzieć, że rozgrywki dla zespołów walczących o utrzymanie rozpoczyna się od nowa. Pięć ekip jest zainteresowanych utrzymaniem. Wskazuje to także, że poziom w lidze się wyrównuje. Myślę, że ta euforia, która wzrosła w kibicach i w zawodnikach będzie tylko i wyłącznie bodźcem do tego aby pracować nad sobą i jeszcze lepiej przygotować się do kolejnej fazy rozgrywek.
Mirosław Sanecki (trener Miedzi): Nikt nam nie zazdrości przegrać kolejne spotkanie z rzędu różnicą jednej czy dwóch bramek. Każde ostatnie spotkania tak przegrywamy. Myślę, że mamy mało doświadczonych, młodych bramkarzy, którzy głownie zawalają mecze. Powodów porażki było więcej. Kondycyjnie spotkanie wytrzymaliśmy, w końcówce doszliśmy AZS nie mniej jednak kolejny niedoświadczony zawodnik nie zdobywa bramki w końcówce. Zabrakło mądrości rzutu moich zawodników i to wszystko zdecydowało, że tak zakończyło się spotkanie.
Tomasz Fabiszewski (Miedź): Wydaje mi się, że nie zasłużyliśmy na przegraną. Sprawiedliwym wynikiem był by remis. Był to naprawdę dobry mecz, bramka za bramkę. Mało konsekwentnie zagraliśmy w końcówce. Popełnialiśmy dużo błędów technicznych, Gorzów wyszedł na prowadzenie. W drugiej połowie gorzowianie zdobyli kilka bramek z kontry odskoczyli, udało nam się ich dogonić lecz to oni wygrali. Naprawdę trudno mi powiedzieć co dzieje się z nami na wyjazdach. Po raz kolejny przegrywamy jedną albo dwoma bramkami. Mecze mamy do wygrania lecz tego nie robimy. Na pewno jest tego jakaś przyczyna.
Maciej Ścigaj (Miedź): Przegraliśmy to spotkanie na własne życzenie. W całym spotkaniu nie wykorzystaliśmy ogromnej ilości doskonałych sytuacji. W pierwszych pięciu minutach było ich bodajże sześć. W drugiej połowie także dochodziliśmy do czystych pozycji, jednak nie potrafiliśmy ich wykorzystać. W drugiej połowie zaskoczyła także obrona, pomogli troszkę bramkarze ale my za bardzo spieszyliśmy się w ataku i myślę, że dlatego przegraliśmy jedną bramką. U siebie w hali mamy mniej przestojów niż na wyjazdach, gdzie gramy dobrze ale w pewnym momencie mamy przestój i powalamy dojść nas przeciwnikowi.
Krzysztof Szczęsny (AZS): Oczywiście, że te zwycięstwa można nazywać już serią i tak będzie dalej. Myślę, że dzisiaj koledzy z drużyny pociągnęli ten mecz i to oni go wygrali. Uważam, że sam zagrałem bardzo słabe spotkanie, oprócz początku pierwszej połowy, gdzie było dobrze. W dalszej części spotkania nie wiem co się działo. Wszystko co szło mi po rękach wpadało do bramki. Już doganiamy zespoły walczące o utrzymanie i mam nadzieje, że już niedługo ich przegonimy. Zwycięstwo to świetny prezent na święta. Założyliśmy, że tak ma być i tak jest. Myślę, że w tych przegranych spotkaniach brakowało nam wiary w siebie.
Jarosław Galus (AZS): Oczywiście, że takie zwycięstwo smakuje zwłaszcza, że punkty zostają u nas. Cieszymy się z tego, minimum zostało wykonane. Fakt, że było trochę nerwowo wynikało to trochę z wyczerpania i braku koncentracji przy rzutach ale na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Oczywiście, że możemy wejść do ósemki. Wszystko jest możliwe, tym bardziej liga układa się rożnie. Zdarzają się dosyć dziwne, śmieszne wyniki. Chciałbym aby tak się skończyło, jednak tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Czekają nas święta, okres przygotowawczy najważniejsze aby zdrowie dopisywało. Analizowaliśmy nasze mecze, próbowaliśmy rożne warianty na treningu. Nareszcie wychodzą z tego korzyści, zagraliśmy lepiej kontrą a przede wszystkim dobrze staliśmy w obronie.